Rozdział 3

 Lily wróciła do dormitorium i z głośnym westchnieniem opadła na łóżko.
 Czy powinna iść z tym do dyrektora?
 Pewnie tak, lecz ze względu na lojalność wobec przyjaciela nie powie Dumbledorowi o planach Snape’a. Miała cichą nadzieję, że jakoś uda jej się go przekonać, by nie zasilił szeregów Voldemorta. Ostatnio jednak bardzo się zmienił i to budziło w niej wątpliwości.
Nie zrezygnuję, obiecała sobie i przewróciła się na bok. Po chwili zasnęła, jednak noc pełna była koszmarów.
*
 Abby obudziła się wyjątkowo wcześnie – było nieco po piątej. Do śniadania miała ponad dwie godziny, ale wiedziała, że już nie zaśnie. Z zazdrością spoglądała na swoje współlokatorki, które smacznie spały. Jedynie u Lily dostrzegła lekki grymas na twarzy, jednak nie chciała jej budzić. Blondynka z cichym westchnieniem wstała z łóżka i zaczęła szukać swojego mundurka.
Przynajmniej nie będę czekać w kolejce do łazienki, pomyślała z przekąsem.
 Minęło ledwie pół godziny, a ona już była wykąpana i gotowa do zajęć. Co więcej, miała w sobie mnóstwo energii, co było dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że nie kładła się zbyt wcześnie. Abby zauważyła u siebie problemy ze snem już jakiś czas temu, jednak jak dotąd nikomu o nich nie wspominała. Przywykła do bladego świtu i tych czterech czy pięciu godzin snu, jakie dane jej było zaznać. Mogła oczywiście skorzystać z eliksiru Słodkiego Snu, ale uznała, że zrobi to tylko w ostateczności. Nigdy nie lubiła faszerować się eliksirami, choć oczywiście w wielu wypadkach tylko one pomagały.
 Smith zeszła po cichu do Pokoju Wspólnego, który – jak się słusznie spodziewała – był pusty. Zapadła się w miękkim fotelu i pogrążyła się w czytaniu przyniesionej przez siebie książki. Tak upłynęła jej kolejna godzina. W pomieszczaniu zaczęli pojawiać się kolejni zaspani Gryfoni. Abby dostrzegła Evans schodzącą po schodach i pomachała jej radośnie na powitanie.
 Lily nie wyglądała najlepiej. Miała cienie pod oczami, niedbale spięte włosy i lekki grymas na twarzy. Smith zaczęła się zastanawiać, co też mogło spowodować ten dziwny stan u swojej przyjaciółki, ale zanim zdążyła zapytać, koło nich pojawiła się dwójka Huncwotów – Black i Potter. Abby przeczuwała, że Lily ma dziś bardzo zły dzień i lada chwila wybuchnie.
- Witam piękne niewiasty! Cóż za wspaniały dzień! – zaczął Syriusz, szczerząc się do nich.
- Byłby wspaniały, gdyby nie wasz widok od samego rana – warknęła Evans.
- Oj, ktoś tu chyba wstał lewą nogą!
Lily rzuciła mu pogardliwe spojrzenie i już chciała odejść, jednak James chwycił ją za nadgarstek. Spojrzała na niego spod byka i wyszarpnęła rękę.
- Lilunia, co ci się stało, mój promyczku? Wyglądasz dziś naprawdę niewyraźnie – Potter gadał na tyle głośno, że słyszał go cały Pokój Wspólny. Niektórzy po zwrocie „mój promyczku” parsknęli śmiechem.
- Zostaw ją, James – zainterweniowała Abby widząc, że Evans wciąga gwałtownie powietrze i jest gotowa przez następne pół godziny wrzeszczeć na Pottera. Chłopak spojrzał na blondynkę zdziwiony. Zwykle nie wtrącała się w ich drobne sprzeczki, więc musiało coś być na rzeczy. Postanowił na razie odpuścić.
 Korzystając z tego, że na chwilę zamilkł, Abby pociągnęła rudowłosą za sobą. Kiedy oddaliły się na bezpieczną odległość, zapytała:
- Co z tobą, Lily? – Zanim dziewczyna zdążyła odpowiedzieć, dodała: - Naprawdę nie wyglądasz najlepiej.
- Nic mi nie jest, Abby. Źle spałam.
 I to by było na tyle z wyjaśnień, pomyślała zrezygnowana Smith, ale nie naciskała. W milczeniu weszły do Wielkiej Sali.
*
 Przed klasą do Obrony przed Czarną Magią panował niesamowity gwar. Jak dotąd nikt nie widział nowego nauczyciela, a wszyscy byli ciekawi, jaki będzie. Profesor Masterton, który ich nauczał w zeszłym roku, był beznadziejny, przez co mieli poczucie, że są rok do tyłu z materiałem.
- Och, oby nie był jak McGonagall, bo dostanę szału – marudziła Milo.
 Drzwi do klasy nagle się otworzyły, a wszyscy umilkli. Nikt nie wiedział, czy mają wejść, czy wciąż czekać. Somerville wysunęła się na sam przód i wzruszając ramionami, przekroczyła próg klasy. W jej ślady poszła reszta uczniów.
 Milo zajęła miejsce na przodzie. Nauczyciel był odwrócony do nich plecami. Niedbale opierał się o swoje biurko, pogrążony w lekturze. Dziewczyna bezskutecznie starała się odgadnąć, ile może mieć lat – wiedziała tylko, że nie jest stary, o czym świadczyły jego kruczoczarne włosy i postawa.
 Kiedy wszyscy usiedli i w klasie zapanowała cisza, profesor się odwrócił. To wywołało niemały szok. Milo z trudem starała się opanować.
 Miała przed sobą najprzystojniejszego mężczyznę, jakiego w życiu widziała. Jego kruczoczarne włosy były w lekkim nieładzie. Miał mocno zarysowaną szczękę, ale w bardzo seksowny sposób. Szare oczy patrzyły z uwagą na zebranych. Uśmiechał się lekko – miał dołeczki w policzkach.
 Milo aż przygryzła wargę. Po raz pierwszy ktoś zrobił na niej takie wrażenie. I właściwie nie tylko na niej, bo każda dziewczyna w klasie dosłownie oszalała na widok nowego profesora. Somerville mogła się założyć, że będzie miał swój fanklub.
- Witam wszystkich bardzo serdecznie. Nazywam się Oliver Johnson i w tym roku będę nauczał was obrony przed czarną magią. – Powiódł spojrzeniem po klasie. Wszyscy wpatrywali się w niego z uwagą. Miał przyjemny, wręcz kojący głos i Milo stwierdziła, że mogłaby go słuchać do końca życia. – Dzisiaj trochę ponotujemy, ale nie martwcie się – jeśli szybko opanujecie zaklęcie, to jeszcze dziś zmierzycie się z tym, co dla was przygotowałem.
 Poczekał, aż podniecone szmery umilkną i kontynuował.
- Czy ktoś z was wie, czym jest bogin?
 Kilka rąk wystrzeliło w powietrze, w tym Evans i Smith. Ku zdumieniu wszystkich Milo Somerville również uniosła dłoń. Zdarzyło się to po raz pierwszy w ciągu pięciu lat – dziewczyna nigdy nie była skora sama odpowiadać nauczycielom, choć posiadała dużą wiedzę. Abby ze zdumienia opuściła swoją rękę i spojrzała na Lily, która również była w szoku. Nauczyciel jakby dostrzegł ich reakcję i spojrzał na Milo.
- Panna… Somerville? – odczytał z przyczepionej do szaty plakietki, podchodząc bliżej. Dziewczynę owionął zapach jego perfum, ale nie pozwoliła się mu omamić. Nie mogła z siebie zrobić teraz kretynki.
- To zjawa, która przybiera postać tego, czego się boimy – powiedziała pewnym głosem, patrząc na Johnsona wyzywająco. Dobrze się składało, bo o boginach dziewczyna wiedziała wszystko – gdzie występowały, czym je zniszczyć, jaką mają moc. Matka uczyła ją tego dwa lata temu, kiedy znalazły jednego w szafie.
- Bardzo dobrze. Czy wiesz, jak go pokonać? – nauczyciel podjął temat. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Używa się do tego zaklęcia Riddikulus. Należy opanować swój strach i zamienić go w coś zabawnego. Żeby zwalczyć bogina potrzebny jest śmiech.
- Dziesięć punktów dla Gryffindoru, panno Somerville. Proszę, abyście zapisali to, o czym mówiła wasza koleżanka, a następnie przejdziemy do części praktycznej.
 Johnson odwrócił się od niej, jednak zanim to zrobił, dostrzegła na jego twarzy uśmiech.
Musi być mój, pomyślała, po czym skupiła się na lekcji.
*
 Syriusz Black ułożył się wygodnie na kanapie przed kominkiem i ze znudzeniem wodził po twarzach Gryfonów. James lustrował Mapę Huncwotów z uwagą. Po chwili jego czoło zmarszczyło się delikatnie.
- Znalazłem Remusa – powiedział, jednak ton jego głosu był jakiś dziwny. Syriusz spojrzał pytająco na przyjaciela, lecz ten zupełnie go zignorował. Łapa szturchnął go łokciem.
- Jest z Lily – odparł Potter, patrząc gdzieś w przestrzeń.
 Syriusz omal nie wybuchnął śmiechem, słysząc poważny, niemal grobowy ton Jamesa.
- Rogaczu, oni się przyjaźnią – wyjaśnił cierpliwie Black. – Poza tym, nasz Luniek wie, jak bardzo uwielbiasz Evans. Daj spokój, chyba nie zabronisz mu z nią rozmawiać?
 James westchnął, ale wiedział, że Syriusz ma rację. Był bardzo zazdrosny o Lily, choć nawet nie była jego dziewczyną, ba! Nawet się nie zapowiadało, żeby miała nią zostać. Potter jednak nie zamierzał z niej rezygnować.
- Zdajesz sobie sprawę, że mamy konkurencję? – zaczął Łapa przerywając chwilową ciszę.
- W postaci nowego nauczyciela obrony przed czarną magią?
- Dokładnie tak! Nawet Somerville się zgłosiła, a to znaczy, że coś musi być na rzeczy. Choć muszę przyznać, że jego lekcja była ciekawa. Masterton gadał tylko o swoich wyczynach. – Syriusz uśmiechnął się do jakiejś trzecioklasistki, która spłonęła rumieńcem.  Po chwili dodał nieco ciszej:– A jak idzie ci animagia, Rogaczu?
 James westchnął i przeciągnął się na fotelu. Zanim odpowiedział, rozejrzał się po pokoju. Wszyscy Gryfoni zajęci byli swoimi sprawami.
- Coraz lepiej. To już chyba kwestia tygodni, Łapo. Choć do następnej pełni raczej się nie wyrobię.
 Black pokiwał ze zrozumieniem głową. Animagia była bardzo trudna i wymagała wiele energii, skupienia i czasu. O jej opanowaniu myśleli odkąd dowiedzieli się o małym, futerkowym problemie Remusa – wilkołactwie. Z początku bardzo marnie im szło, jednak im dłużej ćwiczyli, tym większe widzieli postępy. Właściwie, zbliżali się już do końca – z czego Syriusz był niezmiernie rad. Zdawał sobie sprawę ze swojego talentu i umiejętności magicznych oraz inteligencji. Był jednym z niewielu, którym wszystko łatwo przychodziło. Nie musiał się wiele uczyć, dziewczyny same do niego lgnęły, z łatwością unikał szlabanów i był znany w całym Hogwarcie, a dodatkowo grał w drużynie Quidditcha. Animagia była pewnego rodzaju wyzwaniem, którego się podjął, a teraz był już u kresu - kolejny sukces w jego życiu.
- Musimy być bardziej ostrożni. W Hogwarcie jest zbyt wiele wścibskich par oczu – ostrzegł James, wyrywając Syriusza z rozmyślań.
- Daj spokój, stary. Nikt nas nie przyłapie – mruknął Black, jednak widząc, że Potter nie jest przekonany, dodał: - W końcu jesteśmy Huncwotami, no nie?
 Na twarzy jego przyjaciela pojawił się uśmiech, który oznaczał tylko jedno – James Potter wpadł na genialny pomysł.
*
 Dni w Hogwarcie mijały szybko, lecz dość monotonnie. Uczniowie spędzali długie godziny ćwicząc zaklęcia i odrabiając zadania domowe. Z reguły kiedy kończyli, za oknem robiło się ciemno. Pogoda również nie zachęcała – coraz częściej padało, a zimny wiatr dął w zamkowe okna. Mało osób wychodziło na błonia, przez co w Pokoju Wspólnym zrobiło się tłoczno i głośno.
 Lily Evans przeszkadzał gwar, więc spędzała długie godziny w bibliotece razem z Remusem, który od akcji z pociągiem stał się dziewczynie bardzo bliski. Abby całkowicie pochłonęła nauka. Milo, grająca w drużynie Quidditcha, zaczęła chodzić na treningi. Jill jak zwykle chadzała swoimi drogami – trochę się uczyła, trochę odpoczywała. Co jakiś czas towarzyszyła Somerville na treningach. Wychodziło więc na to, że Lily spędzała więcej czasu z Remusem, niż z przyjaciółkami.
- Mam dość nauki na dziś – oznajmiła Lupinowi, zamykając opasły tom Mikstur dla zaawansowanych. – Może pójdziemy na spacer?
- Dobry pomysł – odparł chłopak, odkładając książki i zabierając swoją torbę. Ponieważ na dworze lało, postanowili pochodzić po zamku. Na korytarzach było niewielu uczniów, co było im na rękę.
- Remusie… Mogę ci zadać pytanie?
- Właśnie to zrobiłaś – zaśmiał się chłopak, na co Evans zaczerwieniła się lekko. – Ale możesz jeszcze jedno.
- Tak się zastanawiałam… Czy ktoś ci się podoba?
 Lupin, który wziął właśnie łyka wody goździkowej, zakrztusił się i połowę wypluł. Lily poklepała go po plecach. Chłopak potrzebował minuty, żeby dojść do siebie, a potem spojrzał uważnie na Evans.
- Dlaczego o to pytasz?
 Przez jego głowę przechodziły najróżniejsze scenariusze. Co, jeśli ona się we mnie zakochała? James mnie zabije, pomyślał. Zaraz jednak jego wewnętrzny głosik dodał: Nie pochlebiaj sobie, to niemożliwe. Nikt by cię nie chciał, Remusie Lupinie. 
- Z ciekawości. Ja miałam przy tobie swoją chwilę słabości, mówiłam ci o Potterze i innych rzeczach. Ty jesteś trochę jak Jill – prawie nic o tobie nie wiem. Poza tym, jeśli masz kogoś na oku, to może mogłabym ci pomóc… - Lily uśmiechnęła się delikatnie.
 Remusowi ulżyło. Więc to jednak ciekawość dziewczyny, a nie uczucia! Z jednej strony był zadowolony takim rozwiązaniem, z drugiej poczuł dziwne ukłucie w sercu – wewnętrzny głosik miał rację.  Nie chciał jednak teraz o tym myśleć.
- Rozczaruję cię, Lily. Lubię wiele dziewczyn, ale na tym się kończy.  Nie szukam związku.
- Dlaczego?
 To proste pytanie nieco zbiło go z tropu. I co miał jej powiedzieć? Że jest potworem i przy każdej pełni zamienia się w monstrum? Że mógłby zrobić krzywdę, nawet o tym nie wiedząc? Nie chciał wyjawiać dziewczynie swojego sekretu, tak jak nie chciał robić tego kilka lat temu przed przyjaciółmi. Huncwoci odkryli jednak prawdę i Remus zdawał sobie sprawę, że Evans też wkrótce się wszystkiego domyśli.
 O ile już nie zaczyna, pomyślał smętnie. Nie chciał jednak tego przyspieszać.
- Chcę się skupić na nauce. To dla mnie teraz najważniejsze. Nie wiem, czy czytałaś ostatnio Proroka Codziennego… - Dziewczyna pokręciła przecząco głową. – Co jakiś czas piszą o zaginięciach czarodziei. Dobrych czarodziei, którzy nie mieliby powodów, by uciekać z kraju. Sytuacja robi się coraz dziwniejsza. W sierpniu Prorok donosił o kilku osobach, dość znanych, na które rzucono Imperiusa. Mam bardzo złe przeczucia, Lily. Coś nadchodzi.
- Czy sprawców złapano? I co masz na myśli, mówiąc, że coś nadchodzi?
 Byli już pod Pokojem Wspólnym. Gruba Dama patrzyła na nich z zainteresowaniem. Remus ściszył głos.
- Nikogo nie złapano. I nie wiem Lily, co konkretnie mam na myśli. To po prostu złe przeczucie, które utrzymuje się od dłuższego czasu.
 Chłopak podał hasło i weszli do zatłoczonego pomieszczenia. Evans wypatrzyła w kącie swoje przyjaciółki, które o dziwo były w pełnym składzie, pożegnała się z Remusem i ruszyła w ich stronę. Dziewczyny zawzięcie o czymś dyskutowały. Kiedy Lily podeszła, umilkły. Zanim rudowłosa powiedziała choćby słowo, Jill wstała i pociągnęła ją do dormitorium.
- Musimy pogadać – rzuciła, zamykając drzwi. Lily posłusznie usiadła na łóżku i czekała. Dziwiła ją cała ta sytuacja, dziewczyny zwykle nie zachowywały się w ten sposób.
- O co chodzi, Jill? Stało się coś? – zapytała Lily, nie mogąc dłużej wytrzymać. Jej przyjaciółka westchnęła.
- Chodzi o Abby. Jest trochę… zła. Zaczęłaś dużo czasu spędzać z Remusem, a on – jak wiesz – bardzo jej się podoba, to wszystko dość dziwnie wygląda i chciałabym to z tobą wyjaśnić. Właściwie to Abby chciała, ale jest w takim stanie, że mogłybyście się pokłócić.
 Lily przez chwilę siedziała oniemiała. Przeanalizowała w ciszy całą sytuację, a potem się roześmiała. Jill spojrzała na nią wyczekująco.
- To może dziwnie wyglądać, przyznaję – zaczęła Evans. – Jednak z Remusem nigdy nic mnie nie łączyło i nie będzie. Abby faktycznie mogła to źle odebrać, ale wyjaśnię jej to.
 Lily opuściła dormitorium, zanim Jill zdążyła cokolwiek powiedzieć i skierowała się ku Smith, która pogrążona była w lekturze. Milo gdzieś zniknęła, więc rudowłosa zajęła jej miejsce.
- Abby, wiem, że nie wygląda to zbyt dobrze, ale wysłuchaj mnie. Z Remusem nic mnie nie łączy, przysięgam. Opowiem ci wszystko od początku. Pamiętasz ten numer z pociągiem? Byłam tak wściekła, że pobiegłam szukać Pottera w tym ich przedziale, ale zastałam tam tylko Lupina. Czułam się bardzo, bardzo upokorzona i puściły mi nerwy. Rozpłakałam się przy nim, narzekając na cholernego Pottera i jego dziecinne zachowanie. Od tego czasu jakoś bardziej mu zaufałam, a przez ostatnie dni wszyscy byliśmy zajęci swoimi sprawami, więc spędzałam z nim czas w bibliotece, odrabiając zadania albo się ucząc. I uwierz mi, Abby, nie zrobiłabym ci tego – zdaję sobie sprawę, że on ci się podoba, dziś nawet go pytałam, czy ma kogoś na oku – Lily zakończyła swój monolog, patrząc na przyjaciółkę. Abby westchnęła i przytuliła Evans.
- Przepraszam, Liluś. Odbija mi. Po prostu… nigdy na żadnym chłopaku mi nie zależało i czuję się zagubiona.
- Wiem, Abby, wiem – szepnęła Evans. Teraz musiała przejść do tej mniej przyjemnej części. – Jak wspominałam, pytałam Remusa czy ma kogoś na oku. Dobra wiadomość jest taka, że nie ma. Zła – że chce się skupić na nauce i to jest na razie jego priorytet.
 Abby przez chwilę siedziała, patrząc martwym wzrokiem w jeden punkt, gdzieś ponad ramieniem rudowłosej. Po chwili jednak wstała i – uśmiechając się słabo – życzyła Lily dobrej nocy, po czym skierowała się do dormitorium. Evans westchnęła ciężko i podążyła śladem Smith.
*
 Remus Lupin marzył o gorącej kąpieli i zakopaniu się w ciepłym łóżku. Był padnięty po całym dniu spędzonym na nauce. Kiedy jednak wszedł do dormitorium domyślił się, że jeszcze trochę sobie poczeka na takie luksusy.
 James Potter siedział na swoim łóżku i patrzył na chłopaka spode łba. W pomieszczeniu była jeszcze pozostała dwójka Huncwotów, jednak Remus swoją uwagę skupił na Rogaczu. Chłopak był najwyraźniej wściekły.
- Coś się stało? – zapytał Lupin, odkładając swoje rzeczy na łóżko.
- Lily. Lily Evans. Kojarzysz? Taka rudowłosa dziewczyna, którą chcę zdobyć od dłuższego czasu. Doskonale o tym wiesz, Lupin, a widzę cię z nią przez cały czas na Mapie Huncwotów! – James wstał gwałtownie i zaczął z wściekłością chodzić po pokoju. Syriusz i Peter milczeli. – Myślałem, że jesteś moim przyjacielem!
 Remus stał przez chwilę oniemiały. Po chwili jednak zaczęła ogarniać go wściekłość. Dawno nie czuł się tak wyprowadzony z równowagi jak teraz.
- To samo myślałem o tobie, James, ale mam teraz wątpliwości. Czy ty naprawdę sądzisz, że odebrałbym ci Evans? Uderzyłeś się w głowę czy jak?!
- Ciągle z nią siedzisz, gadacie sobie w najlepsze, zamiast pomóc mi ją zdobyć to ty… ty…
- No, co ja? Co niby takiego robię? O ile wiem, Lily może mieć przyjaciół. To jej życie i zrozum to w końcu. Zastanawiasz się, dlaczego się z tobą nie umawia? Bo jesteś dziecinny, co widać chociażby w tym momencie! Jestem twoim przyjacielem i nie zrobiłbym ci takiego świństwa, Potter. – Remus wziął ze swojego łóżka koc i skierował się ku wyjściu. – Daj znać, kiedy to do ciebie dotrze.
 Chłopak wyszedł, zostawiając trójkę Huncwotów samych. Syriusz westchnął ciężko, zaś Peter patrzył w zamyśleniu na Jamesa.
- Nie obraź się, Rogacz, ale Remus ma rację – odezwał się niespodziewanie, nawet jak dla siebie, Pettigrew. Potter i Black spojrzeli na niego ze szczerym zdumieniem, natomiast chłopak tylko wzruszył ramionami, odwrócił się do nich plecami i poszedł spać. Po chwili w jego ślady udali się pozostali chłopcy.
________________________________________________________
Wciąż trochę mało wątku Lily&James, ale obiecuję, że niedługo się to zmieni! Póki co robię wprowadzenie (fakt faktem jest dość obszerne), jednak akcja wkrótce ruszy do przodu. W piątej klasie przewiduję więcej wątków miłosnych oraz codzienności w Hogwarcie, jednak w szóstej i siódmej przeważać będą coraz mroczniejsze (a także smutniejsze) wydarzenia. Notki piszę na bieżąco, więc jeśli są jakieś błędy, to uprzejmie proszę o poprawienie mnie.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz