- Może poprawimy Lilce humor i urządzimy dziś babski wieczór?
Abby pokiwała głową na znak zgody, zaś Milo się zamyśliła. Hudson spoglądała na nią wyczekująco.
- Czasami nie rozumiem o co ona się tak złości. Przecież to tylko żart, zwrócenie uwagi, żeby w końcu umówiła się z Potterem.
- Milo, zrozum. Dla Lily to było upokarzające. Na peronie nie stali tylko uczniowie, ale też ich rodziny. Wszyscy to widzieli. Nie każdy lubi być w centrum uwagi, a już na pewno nie Lily. Jak dla mnie to była przesada, James tylko ją od siebie odsuwa – wyjaśniła Abby spokojnie.
Somerville westchnęła, lecz nie odezwała się już. Diametralnie różniła się od Lily charakterem, dlatego czasem nie umiała jej zrozumieć, choć bardzo się starała.
*
James z utęsknieniem wyczekiwał końca Ceremonii Przydziału. Był niesamowicie głodny, a ponadto chciał już znaleźć się w Pokoju Wspólnym. Razem z Syriuszem planowali urządzić przyjęcie powitalne, od czego nieudolnie starał się odciągnąć ich Remus. Tłumaczył im, że jest teraz prefektem i McGonagall zabije ich, a w szczególności jego, jeśli już w pierwszy dzień coś przeskrobią. Przyjaciele jednak zupełnie go nie słuchali, planując już w pociągu najdrobniejsze szczegóły imprezy.
Ceremonia trwała nadal, a James zniecierpliwiony rozglądał się po Wielkiej Sali. Zaczarowane sklepienie przypominało sierpniowe niebo upstrzone milionem gwiazd. Większość uczniów śledziła z zainteresowaniem przydział uczniów, w tym Lily Evans. Klaskała uprzejmie za każdym razem, gdy tiara wykrzykiwała nazwę domu. James pomyślał, że przez wakacje dziewczyna jeszcze bardziej wyładniała. Jej rude włosy opadały kaskadami na ramiona, a w zielonych oczach błyszczało zadowolenie.
Wiedział, że kochała Hogwart. Kiedyś powiedziała mu, że jej siostra jest nie do zniesienia. Rodziców – z tego co opowiadała na samym początku ich znajomości – miała wspaniałych, jednak przebywanie w domu podczas wakacji ciągle kończyło się awanturami z Petunią. W takich momentach James cieszył się, że jest jedynakiem i szczerze współczuł Evans.
Jego oczy napotkały wściekłe spojrzenie dziewczyny. Uśmiechnął się i poczochrał włosy, jak to miał w zwyczaju. Lily prychnęła niczym rozjuszona kotka i szybko się odwróciła. Potter nie wiedział, dlaczego jest aż tak zła. Przecież to z pociągiem było jedynie niewinnym żartem, a on naprawdę bardzo chciał się z nią umówić.
Westchnął, a zaraz później spostrzegł, że jedzenie było już na stole. Zaczął nakładać sobie wszystkiego po trochu. Łapa opowiadał o czymś Peterowi, który słuchał z zainteresowaniem.
- Nie rób tej imprezy, James – mruknął do chłopaka Lupin, nakładając sobie porcję kiełbasek. – Jeśli nie przekonuje cię to, o czym mówiłem ci wcześniej, to mam dla ciebie inny powód.
Remus kiwnął głową w stronę Evans.
- Twierdzisz, że Lilunia się wścieknie? – zapytał Potter, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Myślę, że rozgoni towarzystwo, a tobie i Łapie wlepi szlaban.
James zamyślił się, a potem machnął ręką. Najwidoczniej nawet złość Evans go nie przekonała. Lupin westchnął zrezygnowany.
*
Uczta powitalna skończyła się, a Lily i Remus zaprowadzili pierwszorocznych do wieży Gryffindoru, tłumacząc im po drodze zasady panujące w zamku. Następnie Evans pożegnała Lupina ciepłym uśmiechem i wkroczyła do dormitorium.
Jak dobrze być znowu tutaj, pomyślała, z czułością patrząc na swoje łóżko z baldachimem. Dziewczyny chyba myślały podobnie, bo uśmiech nie schodził im z twarzy, kiedy rozpakowywały rzeczy i rozmawiały. Jill powiadomiła Lily o babskim wieczorze, na co ta uśmiechnęła się z wdzięcznością. W takich momentach uświadamiała sobie, że ma wspaniałe przyjaciółki, na które zawsze może liczyć, a to skarb sam w sobie.
Dziewczyny najpierw się wykąpały i przebrały w piżamy, a następnie usiadły na miękkim dywanie w kółku.
- Słuchajcie, musicie mi pomóc – zaczęła Milo. – Nicholas jest najbardziej upierdliwym bratem na świecie i muszę się jakoś na nim zemścić. Czy jedna z was mogłaby go zagadać jutro rano?
- Co kombinujesz, Somerville? – zapytała Jill ze śmiechem.
Ona i Milo zawsze świetnie się dogadywały. Poznały się w pociągu, zanim dołączyły do nich Lily i Abby. Bardzo się różniły od siebie – właściwie wszystkie przyjaciółki miały odmienny charakter. Aż cud, że się tak dogadywały, ba! Gotowe były oddać za siebie życie.
- Chcę jedynie, żeby zaczął wyglądać nieco… dojrzalej – Milo uśmiechnęła się jadowicie. Dziewczyny zrozumiały, że nic więcej im nie powie i będą musiały czekać do jutra.
- Ja mogę z nim pogadać – zaoferowała Jill. Somerville ucieszona klasnęła w dłonie.
- Jak tam wasze życie miłosne? – zapytała bez ogródek dziewczyna.
Taka już była. Bezpośrednia, nieco arogancka, czasem lekkomyślna. Milo nie owijała w bawełnę. Jednak umiała dochować tajemnic, była też bardzo lojalna wobec osób, na których jej zależało. Przyjaciółki przyzwyczaiły się już do jej nieprzewidywalnych pytań i zachowań.
Żadna jednak nie kwapiła się, żeby odpowiedzieć.
- No dobra, to może ja coś wam powiem – zaczęła po chwili milczenia Abby. Wzięła głęboki oddech i kontynuowała. – Zauważyłam, że od niedawna… mam lepszy kontakt z Remusem.
Blondynka zarumieniła się. Dziewczyny uśmiechnęły się do niej, ucieszone wiadomością.
- Ale to nic takiego… To znaczy, Remus mi się bardzo podoba. Tyle, że on chyba nie jest mną zainteresowany jako dziewczyną – zakończyła smutno.
- Jeśli chcesz, mogę go zapytać. W delikatny sposób - co o tobie sądzi i w ogóle – zaoferowała Lily.
- Byłoby świetnie. Chciałabym wiedzieć, na czym stoję, a wątpię, że on wykona jakiś krok.
Milo spojrzała wyczekująco na Jill, ale ta milczała jak zaklęta. Wzruszyła jedynie ramionami. Hudson rzadko mówiła im o sobie. Dziewczynom czasem wydawało się, że to brak zaufania, ale Jill chyba po prostu taka była. Nie lubiła się wyżalać.
Nastąpiła kolej Lily, jednak wybawił ją głośny hałas dobiegający z Pokoju Wspólnego. Dziewczyny wstały i zeszły po schodach, a to, co zobaczyły, odebrało im na moment mowę.
Trwała impreza. Tłum uczniów – w tym również kilkoro pierwszaków – bawiło się w najlepsze na środku pokoju. Z wyczarowanych głośników leciała muzyka, wszystkie meble były przysunięte do ścian, zaś przy czymś, co przypominało bar, stał Syriusz Black i z uśmiechem wręczał napoje.
Lily podeszła do niego z wściekłością. Różdżkę zostawiła w dormitorium, lecz była tak wściekła, że nawet się tym nie przejęła. Gdy Łapa ją zobaczył, uśmiechnął się szeroko.
- Ładna piżamka, Evans! – krzyknął.
W normalnych okolicznościach rudowłosa oblałaby się rumieńcem, jednak teraz było jej obojętne, co wykrzykuje Black.
- Co ty sobie myślisz?! Wszyscy powinniście być w swoich DORMITORIACH, a nie urządzacie imprezę! Czy wam na mózg padło?
Nie zdążyła więcej powiedzieć, bo niewiadomo skąd pojawił się Potter i objął ją w pasie, kołysząc się w rytm muzyki. Omal się nie przewróciła. To tylko rozjuszyło ją bardziej.
- MACIE SZLABAN! ALBO TO NATYCHMIAST WYŁĄCZYCIE, ALBO IDĘ DO MCGONAGALL!
Dwójka Huncwotów na chwilę straciła rezon, nie spodziewając się takiego wybuchu. Łapa zmarszczył brwi, a James wypuścił ją z objęć.
- Lilunia, zrozum… - zaczął Potter, ale ona już nie słuchała. Szybko przemierzyła Pokój Wspólny i znalazła się w dormitorium, zabierając swoją różdżkę i nakładając w pośpiechu szatę. Nie wiedziała, gdzie podziały się jej przyjaciółki.
Zbiegła po schodach, zastając na dole Remusa.
- Dlaczego ich nie powstrzymałeś? – zapytała z wyrzutem.
- Lily, próbowałem. Ale na nich nic nie działa, jak już się uprą.
- Zarobili szlaban, a teraz idę do McGonagall. – Widząc, że Remus nadal przed nią stoi i toruje jej drogę, uniosła brwi. – Przepuść mnie.
- Nie chcę, żebyś do niej szła, Lily. Zrobi się niepotrzebna awantura.
- To co zamierzasz zrobić? Przecież ona usłyszy ten hałas i sama przyjdzie, a ja nie zamierzam jej się później tłumaczyć, że patrzyłam na to i nic nie zrobiłam.
Spojrzał na nią i westchnął.
- Chodź, powiemy im, że koniec imprezy i mają się rozejść. Potem pogadam z chłopakami.
Lily bardzo niechętnie przystała na ten plan. Tak jak się spodziewała, uczniowie nie byli skłonni opuszczać przyjęcia. Tylko ci młodsi, przerażeni konsekwencjami, opuścili Pokój Wspólny. Remus poszedł do pozostałych Huncwotów i coś im tłumaczył. Evans czekała.
Po chwili dotarł do niej głos Pottera, który wydarł się, że koniec imprezy. Syriusz gapił się na nią ponuro z drugiego końca pokoju, ale nie obchodziło ją to. Zresztą, nie tylko on miał wyrzuty – wielu Gryfonów wymijało ją, mrucząc coś pod nosem.
Kiedy Pokój Wspólny prawie opustoszał, wróciła do dormitorium. Dziewczyny na nią czekały.
- Byłyśmy tam chwilę, ale zobaczyłyśmy, że jesteś absolutnie wściekła. Black nam powiedział, że chcesz iść do McGonagall – Jill przyglądała się rudowłosej, czekając na jej relację. Dziewczyna westchnęła, ale powiedziała im o rozmowie z Remusem. Chwilę jeszcze podyskutowały, ale zgodnie stwierdziły, że już są strasznie zmęczone i pora spać.
Kiedy położyły się do łóżek, niemal od razu wpadły w objęcia Morfeusza.
*
Następnego dnia Milo zamierzała zrealizować swój plan. Jeszcze przed śniadaniem pociągnęła Jill za sobą i powiedziała, co zamierza zrobić. Hudson pokiwała głową w zrozumieniu i skierowała się do dormitorium chłopców z siódmego roku.
Zapukała kilkakrotnie, jednak nikt jej nie otworzył. Wróciła do Milo, która jedynie wzruszyła ramionami i udały się do Wielkiej Sali. Od razu wypatrzyła swojego brata i popchnęła w jego stronę Hudson, sama natomiast usiadła nieco dalej, ale na tyle blisko, by zaklęcie celnie go trafiło.
Jill zajęła go rozmową, natomiast Milo wypowiedziała cicho formułkę zaklęcia, rozglądając się jeszcze pospiesznie na boki. Nikt jednak nie zwracał na nią uwagi – i dobrze, bo choć wiedziała, że Nicholas będzie wiedział, że to ona, żaden uczeń tego nie potwierdzi.
Celnie rzuciła zaklęcie. Już po chwili widziała jego efekty – jej bratu zaczęła wyrastać długa broda, która miała kolor nie siwy, lecz wściekle różowy. Brwi chłopaka zrobiły się jasne i krzaczaste, a na przystojnej twarzy zagościły zmarszczki. Wszyscy zaczęli szeptać i pokazywać sobie Nicholasa palcami. Jill dusiła się ze śmiechu.
- MILO, ZAMORDUJĘ CIĘ! – wrzasnął chłopak, spoglądając z wściekłością na swoją brodę. Somerville tylko zachichotała, lecz gdy napotkała jego wzrok, szepnęła Ups!, po czym szybko opuściła Wielką Salę. Oczywiście Nick rzucił się za nią w pościg, żegnany wesołym śmiechem uczniów.
*
Gryfoni zgodnie jęknęli, widząc na planie dwie godziny eliksirów ze Ślizgonami. Chyba jedyną osobą, która nie miała nic przeciwko temu była Lily Evans. Po pierwsze, bardzo lubiła ten przedmiot, a po drugie – jej najlepszy przyjaciel, Severus Snape, był w Slytherinie. Cieszyła się, że mogą spędzić ze sobą trochę czasu, nawet jeśli była to lekcja.
Pod klasę dotarła jako jedna z pierwszych osób. Jej przyjaciółki cofnęły się jeszcze do dormitorium, natomiast Huncwoci totalnie jej nie obchodzili. Lily poczuła, że ktoś staje obok niej i uśmiechnęła się wesoło na widok Snape’a.
Jego czarne włosy były długie do ramion. Miał bladą cerę i wąskie usta, które teraz układały się w przyjemny uśmiech. Lily bardzo go takiego lubiła – wiedziała, że dla innych bywał oschły, rzadko się uśmiechał i ciężko było do niego dotrzeć. Jej jednak się udało, choć ostatnimi czasy zauważyła, że z chłopakiem dzieje się coś… złego? Nie była jeszcze pewna, czy o to chodziło, ale obiecała sobie w duchu, że z nim porozmawia.
- Cześć, Sev. Jak tam rozpoczęcie roku?
- Właściwie tak, jak zawsze. Cieszę się, że już jesteśmy w domu. A tobie jak minęła podróż? Nie przyszłaś do mnie – powiedział, jednak widząc, że Lily chce mu przerwać, dodał: - Rozumiem to. Ta akcja z pociągiem na pewno niezbyt ci się podobała.
Chłopak przyglądał się jej uważnie. Westchnęła. W głębi ducha cieszyła się, że nie jest na nią zły. W końcu to była ich tradycja – zawsze przynajmniej godzinę ze sobą gadali w pociągu, starając się przewidzieć, co dany rok im przyniesie.
- Cóż, to mnie nieźle wyprowadziło z równowagi – Lily przemilczała swoją chwilę słabości.
- Wyjątkowo dziecinne, ale czego można spodziewać się po tym idiocie Potterze?
Evans, choć nie lubiła, gdy Severus obrażał jej znajomych, musiała mu przyznać rację. James pokazał się z dobrej strony zaledwie kilka razy, na początku ich znajomości. A im dalej, tym gorzej.
Pojawił się Slughorn i wszyscy weszli do klasy. Rudowłosa chciała usiąść z Severusem, ale zawołali go jacyś Ślizgoni. Uśmiechnął się do niej przepraszająco i poszedł do nich, a ona stała przez chwilę osłupiała.
Od kiedy Sev ma kumpli w Slytherinie? I dlaczego z ich powodu nie usiadł z nią, skoro co roku to robił? A może to odwet za to, że nie przyszła do niego w pociągu?
Lily wciąż nieco ogłupiała usiadła w środkowym rzędzie. Starała się skupić na przemowie nauczyciela, ale zbyt wiele myśli krążyło w jej umyśle. Ocknęła się dopiero w momencie, w którym pojawiła się przed nią mała karteczka. Znała doskonale to pismo.
Spotkajmy się na siódmym piętrze po kolacji przy portrecie Wilhelma Szalonego.
Lily spojrzała na Severusa i niemal niezauważalnie skinęła głową.
*
Pierwszy dzień szkoły nie był tak luźny, jak wydawało się uczniom, że będzie. Nauczyciele ciągle powtarzali piątoklasistom o SUM-ach i nieźle dali im popalić na zajęciach. Dziewczyny wracały zmęczone do Pokoju Wspólnego Gryfonów, lecz nie mogły liczyć na chwilę odpoczynku – miały do napisana przynajmniej dwa wypracowania. Lily i Abby rozsiadły się wygodnie przed kominkiem i zaczęły pisać, natomiast Milo i Jill zawzięcie dyskutowały o nowym nauczycielu Obrony przed Czarną Magią. Jutro miały z nim pierwsze zajęcia, lecz nikt go jeszcze nie widział – nie pojawił się na uczcie powitalnej, zaś Dumbledore tylko wspomniał, że będzie ktoś nowy.
- Pewnie to jakiś stary auror – mruknęła niezadowolona Milo.
- Pewnie drugi Horacy Slughorn – dodała Jill.
- Czemu nigdy nie możemy mieć młodszego nauczyciela? – jęczała Somerville.
Lily i Abby zaśmiały się, słysząc te narzekania, lecz zaraz wróciły do pisania wypracowań. Pokój Wspólny powoli się zapełniał. Evans kończyła właśnie swoją pracę domową z transmutacji, gdy pojawili się Huncwoci.
James jak zwykle się wyszczerzył, natomiast Łapa wciąż patrzył na nią z wyrzutem. Remus podszedł do Abby i zaczął z nią rozmawiać o zadaniach, natomiast Peter rozwalił się i jadł czekoladową żabę. Milo uśmiechnęła się zachęcająco do Blacka. Ten mrugnął do niej, na co dziewczyna się zaśmiała.
- Co jest, Liluś? Wciąż jesteś na mnie zła? – rzucił wesoło Potter, przeczesując ręką włosy. Dziewczyna wstała, spojrzała na niego jak na wyjątkowo obrzydliwego robaka i bez słowa opuściła Pokój Wspólny, kierując się do dormitorium.
Miała jeszcze trochę czasu do rozmowy z Severusem – kolacja miała się odbyć dopiero za dwie godziny. Lily westchnęła i rozłożyła się na łóżku. Było jej tak bardzo przyjemnie – cisza, spokój. Nie trwało to jednak długo, bo do pomieszczenia weszła Jill.
- Idziesz z nami na spacer, wiewiórko?
Hudson zdawała sobie sprawę, że Lily nie znosi tego przezwiska – ruda skrzywiła się, gdy tylko je usłyszała.
- Czy będzie tam Potter? – zapytała.
Jill pokiwała twierdząco głową.
- To nie idę – mruknęła Evans i otuliła się kołdrą.
- Och, nie bądź już taka obrażalska. Zignoruj Pottera. Wiem, że jest ciężki do wytrzymania, bo spędzam z nim zawsze przynajmniej pół wakacji, ale… - nagle Hudson umilkła i zrobiła minę, jakby była zła na samą siebie. Lily uniosła pytająco brew.
- Ładna dziś pogoda, prawda? Nie musisz ubierać swetra. Chodź już, wszyscy czekają – Jill próbowała odwrócić uwagę Evans, ale było to wręcz niemożliwe. Widząc, jak marne skutki przynoszą jej wysiłki, Hudson usiadła na łóżku.
- Na pewno wiesz, że moja matka pracuje w Ministerstwie Magii. Jest aurorką, podobnie jak rodzice Jamesa. Znają się bardzo dobrze. No i tak jakoś wyszło, że od kilku lat gościmy u siebie na wakacje na zmianę - to u niego, to u mnie.
- Czemu nam o tym nie mówiłaś?
Jill zastanawiała się przez chwilę nad odpowiedzią.
- Wiesz, że nie lubię się zwierzać. Zresztą, czy to cokolwiek zmienia? Znam Jamesa trochę lepiej i to tyle. Nie ma o czym mówić. A poza tym, Lily, nie zamierzam się wtrącać w wasze sprawy. Znam jego pogląd na waszą relację oraz znam twój. Różnią się od siebie diametralnie, dlatego nie opowiadam się za żadną ze stron, bo racja jest gdzieś pośrodku.
Jill wstała i podała Lily rękę.
- Idziemy?
Rudowłosa skinęła głową, próbując ułożyć sobie to wszystko w głowie.
Ile jeszcze sekretów miała Jill?
*
Po kolacji Lily udała się na siódme piętro. Nie czekała długo. Severus już z dala uśmiechał się do niej, a gdy podszedł, przytulił ją delikatnie.
- Coś ci pokażę.
Chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą. Znów czuła się jak mała dziewczynka. Severus przed przyjazdem do Hogwartu tyle wiedział… I chętnie jej o wszystkim opowiadał, a ona wpatrywała się w niego jak urzeczona. Lily doskonale pamiętała, jak cieszyła się, że zyskała takiego przyjaciela. Zawsze był dla niej dobry, wszystko cierpliwie tłumaczył i pomagał, gdy miała z czymś problem. Zupełnie inaczej traktował Petunię – z początku bardzo się o to oburzała, ale po latach zrozumiała, że chciał ją przed nią chronić na swój własny, ślizgoński sposób.
Znaleźli się pod ścianą naprzeciwko gobelinu z Barnabaszem Bzikiem i trollami. Severus przeszedł wzdłuż ściany trzy razy, a wtedy ukazały się drzwi. Lily pisnęła. Snape gestem dłoni pokazał, że ma wejść za nim do środka.
Pomieszczenie było bardzo przytulne. W kominku wesoło trzaskał ogień. Ściany miały barwę wiosennego nieba, zaś podłoga usłana była puszystym dywanem. W pokoju znajdowała się kanapa, która wyglądała na bardzo wygodną, a także stolik, na którym stał wazon z liliami. Rudowłosa zaśmiała się na ten widok i spojrzała z uśmiechem na Severusa.
- Gdzie my jesteśmy? – zapytała, siadając na kanapie. Tak jak przypuszczała, była bardzo wygodna.
- W Pokoju Życzeń – odparł chłopak, zajmując miejsce obok niej. – Pojawia się, kiedy go potrzebujesz.
Evans uśmiechnęła się, nie pytając, w jaki sposób Snape go znalazł. Zaraz jednak przypomniała sobie o jego dzisiejszym zachowaniu i uśmiech przerodził się w grymas. Twardo spojrzała na swojego przyjaciela.
- Mógłbyś mi wyjaśnić, co się z tobą dzieje?
Przez chwilę Severus milczał. Potem jednak opowiedział jej o swoich nowych kolegach. O Czarnym Panu. Czarnej Magii. I Śmierciożerach.
Wtedy Lily po raz pierwszy o nich usłyszała. Severus był niezwykle przejęty – dziewczynie wydawało się wręcz, że nie może się doczekać, aż dołączy do Voldemorta. Ich rozmowa przerodziła się w kłótnię.
Lily Evans po raz pierwszy nie potrafiła zrozumieć i wesprzeć swojego przyjaciela. Rzuciła mu ostatnie, smutne spojrzenie i wyszła z Pokoju Życzeń, nie oglądając się za siebie.
Severus Snape został sam. Z wściekłością zrzucił ze stoliczka wazon. Białe lilie rozsypały się po dywanie. Ten widok tylko rozjuszył go bardziej.
Podobnie jak Lily, wyszedł z pomieszczenia, nie oglądając się za siebie.
________________________________________________
Kolejny rozdział za mną - przed chwilą skończyłam go pisać. W zamyśle miał być nieco inny, ale postanowiłam trochę rozwlec akcję. Jeśli ktoś to czyta, to proszę, niech pozostawi swoją opinię - każda jest dla mnie ważna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz