Rozdział 4

 James Potter nie mógł długo zasnąć. Jego myśli krążyły wokół odbytej rozmowy – a właściwie kłótni – z Remusem. Chłopak wyrzucał sobie w duchu swoją głupotę. Mógł porozmawiać z Lupinem normalnie, a tylko niepotrzebnie się uniósł. Z drugiej strony, jakaś mała część jego duszy wciąż uważała, że miał prawo się wściec. W końcu nie wyglądało to najlepiej, prawda? Jego kumpel cały czas przesiadywał z dziewczyną, o której on, James Potter, marzył.
 Ale to przecież Remus, pomyślał. Nie zrobiłby ci tego. 
 Około trzeciej nad ranem James zasnął z mocnym postanowieniem – przeprosi kumpla za swoje głupie zachowanie jutro na śniadaniu.
 Tak też się stało. Potter obudził się w wyśmienitym humorze. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności skierował się ku Wielkiej Sali. Szybko wypatrzył Remusa i ruszył w jego stronę. Zatrzymał się tuż za przyjacielem i lekko klepnął go w ramię.
- Hej, stary. Przepraszam za wczoraj. Zachowałem się jak palant. Zgoda? – James wyciągnął rękę. Na twarzy Remusa pojawił się delikatny uśmiech. Uścisnął dłoń przyjaciela.
- Zgoda.
 Taka właśnie była ich przyjaźń. Mimo sprzeczek, większych kłótni i różnic – niezniszczalna.
*
 Początek października był zimny i deszczowy, co sprawiło, że w zamku zapanował sezon na przeziębienia. Uczniowie tłumie odwiedzali Skrzydło Szpitalne, by zażyć eliksiru pieprzowego, którego skutkiem był dym dmuchający z uszu. Nikogo to jednak nie szokowało, gdyż naprawdę wielu uczniów padło ofiarą choroby.
 Lily wciąż spędzała dużo czasu w bibliotece, jednak zaczęła zabierać ze sobą Abby. Siedziały razem z Remusem, we trojkę przypominając nieco mugolskie koło naukowe. Evans była dobra z eliksirów, Smith  z zielarstwa, zaś Lupin z transmutacji, przez co mogli sobie wzajemnie pomagać przy odrabianiu prac domowych. Lily starała się obserwować Remusa i jego stosunek wobec blondynki. Nie mogła się jednak doszukać niczego więcej niż zwykłego koleżeństwa i typowej dla chłopaka uprzejmości. Widocznie mnie nie okłamał, pomyślała ze smutkiem.
 Według Evans tworzyliby parę idealną. Oboje byli inteligentni, spokojni, mieli podobne poczucie humoru. Dopełniali się w każdym calu – czasem nawet zdarzało im się kończyć za siebie zdania  - po czym zawsze Abby przybierała kolor dojrzałej wiśni, a Remus speszony odwracał wzrok, jednak na jego twarzy widniał delikatny uśmiech.
- Lily, słuchasz nas? – do uszu rudowłosej dotarł melodyjny głos Smith. Przyjaciółka patrzyła na nią podejrzliwie. – Jesteś jakaś rozkojarzona. Zakochałaś się?
- Nie żartuj, Abby. Po prostu się zamyśliłam. O czym mówiłaś?
  Jednak blondynce nie dane było powtórzyć, gdyż wolne miejsce obok Lily zajął James Potter, który od razu wypalił:
- Evans, pójdziesz ze mną do Hogsmeade?
 Wypad do magicznej wioski odbywał się tydzień przed Nocą Duchów. Dyrektor, chcąc uświetnić ucztę zarządził, że każdy ma się przebrać za jakaś postać. Był to bardzo trafiony pomysł i większość uczniów już myślała nad swoimi kostiumami.
- Po moim trupie, Potter – odparła Lily i zaczęła w pośpiechu zbierać swoje książki. James wstał i chwycił ją za nadgarstek.
- Dlaczego tak bardzo nie chcesz się ze mną umówić? – zapytał z wyrzutem chłopak.
Dookoła nich zebrał się już tłum gapiów. Pani Pince również uważnie obserwowała całe zajście, gotowa w każdej chwili wyrzucić wszystkich z biblioteki za zakłócanie spokoju. Lily zdumiona spojrzała na przytrzymującego jej rękę Jamesa, a jej wnętrze zaczęła ogarniać wściekłość. Przed oczami dziewczyny pojawiły się wszystkie momenty, w których Potter ją upokorzył. Każdy głupi żart, który jej sprawił. A na sam koniec – wszystkie chwile, w których znęcał się nad słabszymi od siebie.
- Jesteś żenujący i niedojrzały. Nie rozumiesz odmowy, liczysz się tylko ty i to, czego chcesz. Cały czas nalegasz, zupełnie nie patrząc na mnie i moje uczucia. Myślisz może, że schlebia mi twoja adoracja? Zrozum w końcu, że nie. I jeszcze jedno, Potter. – Dziewczyna wyrwała swój nadgarstek z jego uścisku. – Twoje szczeniackie pojęcie miłości nie ma nic wspólnego z prawdziwym uczuciem.
 To powiedziawszy Lily skierowała się w stronę wyjścia. Myślała, że chłopak da jej spokój, jednak bardzo się pomyliła. Dogonił ją na korytarzu, który na nieszczęście rudowłosej był pusty. Potter odwrócił ją siłą w swoją stronę i przytrzymał.
- Upokorzyłaś mnie, Evans.
- Sam się o to prosiłeś. Pytałeś mnie, dlaczego nie chce się z tobą umówić, więc ci odpowiedziałam. To, że prawda cię zabolała, to już nie mój problem.
- Dumna panna Evans, nieczuła i zimna jak zawsze. – James puścił ją. – Nie wiem, co ja w tobie widzę. Nie dałaś mi nawet szansy, od razu mnie przekreśliłaś. Widocznie to, że jesteś taka dobra, jest kłamstwem.
 Potter odszedł, zostawiając zdumioną jego słowami dziewczynę samą.
*
 Nadeszła sobota, a wraz z nią wyczekiwany wypad do Hogsmeade. Podekscytowani uczniowie ustawiali się w kolejce na dziedzińcu, McGonagall wyczytywała nazwiska trzecioklasistów i zbierała zgody, zaś pozostałych przepuszczał woźny Filch, uprzednio sprawdzając czy znajdują się na liście.
 Lily pojawiła się na miejscu zbiórki wraz z przyjaciółkami dość wcześnie. Nerwowo rozglądała się na boki, szukając wzrokiem Huncwotów, których towarzystwa koniecznie chciała uniknąć. Potter od czasu ich kłótni chodził wściekły, Black patrzył na nią w ten swój irytujący, wyniosły sposób i jedynie Remus zachowywał się wobec niej przyjaźnie. Peter zachował dystans.
 Evans nie dostrzegła nigdzie chłopaków i nic nie wskazywało, by mieli się pojawić. Ucieszona, wyszła w końcu poza mury Hogwartu. W wiosce miała zamiar kupić materiały potrzebne do jej kostiumu na Halloween, a także jakiś prezent dla Syriusza Blacka – w listopadzie miał urodziny, a dyrektor na pewno nie zorganizuje za szybko kolejnego wyjścia do Hogsmeade. Podobny plan miały jej przyjaciółki, które dodatkowo namawiały Lily na pójście do pubu Pod Trzema Miotłami na kremowe piwo. Ruda niechętnie się zgodziła.
 Dziewczyny skierowały się do Sklepu Odzieżowego Gladraga. W środku panował spory tłok. Podekscytowane uczennice rozglądały się za kreacjami, szczebiotając przy tym wesoło. Lily zniknęła między działem z materiałami, Milo rzuciła się w kierunku krótkich sukienek, Abby chodziła od półki do póki próbując wypatrzyć coś ładnego, zaś Jill oglądała z zainteresowaniem buty. Minęła dobra godzina zanim przyjaciółki wyszły ze sklepu z potrzebnymi rzeczami.
- Teraz rozglądamy się za prezentem dla Blacka? – zapytała Somerville. Miała wyśmienity humor. Kupiła sukienkę dokładnie taką, jaką chciała, co wiązało się z tym, że nowy nauczyciel Obrony przed Czarną Magią na pewno ją zauważy.
 Milo obiecała sobie, że go zdobędzie. Mało ją już obchodziły randki z chłopcami z Hogwartu – większość była niedojrzała i nudna, pozbawiona intelektu czy chociaż poczucia humoru na poziomie. Oliver Johnson był niewątpliwie inteligentny, oczytany i znał się na tym, co robił.
- Spotkajmy się za pół godziny przez pubem Pod Trzema Miotłami – powiedziała Lily. Reszta przyjaciółek pokiwała głowami na znak zgody i każda ruszyła w swoją stronę.
 Kiedy tylko Evans została sama, wróciły natrętne, przykre myśli. Wciąż przeżywała to, co powiedział jej James. Czy naprawdę była nieczuła? Zimna? Odepchnęła od siebie tę myśl. Potter sam się prosił, żeby mu powiedziała prawdę. Był na nią zły, w dodatku nie umiał pogodzić się z przegraną.
 Nawet jeśli ma o mnie takie zdanie – to co mnie to obchodzi?, pomyślała Lily. To tylko głupi, napuszony Potter. Nie dałam mu szansy, bo na nią nie zasłużył. 
 Dziewczyna weszła do sklepu o nazwie Pedrus Pridgeon. Była w nim tylko raz. Za ladą stała niska, przysadzista czarownica, nucąca coś pod nosem. Lily przywitała się z nią, po czym rozejrzała dookoła.
 Półki wypełnione były najróżniejszymi magicznymi przedmiotami, które poruszały się, wydawały różne dźwięki czy też po prostu spokojnie leżały, choć wydawało się, że nawet mimo braku ruchu żyją własnym życiem. Evans z uwagą lustrowała rzeczy, mając nadzieję, że znajdzie coś odpowiedniego dla Syriusza.
 Po dziesięciu minutach wypatrzyła odpowiedni przedmiot, wzięła go i zapłaciła czarownicy. Z uśmiechem zadowolenia wyszła ze sklepu i skierowała się w stronę pubu.
*
 Remus Lupin leżał obolały i potwornie zmęczony w Skrzydle Szpitalnym. Obok jego łóżka siedzieli pozostali Huncwoci, zawzięcie o czymś dyskutując. Lunatyk starał się wytężyć umysł by zrozumieć o czym mowa, jednak silne eliksiry regenerujące i usypiające zupełnie go przyćmiewały. Powieki same opadały, a on czuł się bezsilny.
 Nie miał pojęcia kiedy i na jak długo zasnął – jednak kiedy otworzył oczy, przyjaciele wciąż byli obok niego. James i Syriusz wpatrywali się w chłopaka z uwagą, zaś Peter przysypiał na swoim krześle.
- Nasza śpiąca królewna się obudziła – zaśmiał się Black.
- Jak się czujesz, Lunio? – zapytał Potter, szczerząc się do przyjaciela. Remus nieznacznie skrzywił się, kiedy usłyszał swoje przezwisko, ale postanowił tego nie komentować.
- Jakby ktoś połamał mi wszystkie kości – mruknął. Szeroki uśmiech Jamesa i Syriusza nieco zbladł.
- Przy następnej pełni będziemy z tobą, Remus – zapewnili chłopacy.
 Lupin chciał zaprzeczyć, wybić im ten pomysł z głowy, jednak nie dali mu dojść do słowa.
- Wymyśliliśmy nowy plan – powiedział z entuzjazmem i huncwockim błyskiem w oku Black.
- Kto tym razem jest ofiarą?
- Och Lunio, dlaczego od razu ofiarą? To niewinny żarcik, naprawdę.
 Remus znał ich niewinne żarciki, ale postanowił tego nie skomentować. Czekał na dalsze wyjaśnienia.
- Chcieliśmy tylko trochę postraszyć dziewczyny. Ostatnio nasze żarciki ograniczały się do Ślizgonów i Filcha, musimy poszerzać perspektywy – Syriusz zaśmiał się cicho. – Zobaczysz już niedługo.
 Remus pokiwał tylko głową na znak dezaprobaty.
*
 Wielkimi krokami zbliżała się uczta z okazji Nocy Duchów. Uczniowie byli coraz bardziej podekscytowani, zwłaszcza kiedy gajowy Hagrid wniósł do Wielkiej Sali olbrzymie dynie z wydrążonymi twarzami, wykrzywionymi w złośliwych lub mrocznych uśmiechach. Dyrektor uśmiechał się na widok tak rozentuzjazmowanych uczniów. Jego pomysł był naprawdę trafny.
 Lily Evans, Abby Smith, Jill Hudson i Milo Somerville również uległy nastrojowi panującemu w zamku. Wesoło rozmawiając szły pod salę od transmutacji. Kiedy dotarły zobaczyły spory tłum uczniów, choć do rozpoczęcia lekcji mieli jeszcze ponad dziesięć minut.
 Nagle ktoś krzyknął, a zaraz potem słychać było jedynie piski dziewcząt. Z sufitu, na cienkich i prawie niewidocznych pajęczynach, schodziły pająki wielkości złotego znicza. Było ich naprawdę wiele – ciemne, włochate odnóża zderzały się między sobą. Wybuchła prawdziwa panika, każda dziewczyna pragnęła jak najszybciej się ewakuować, jednak dla niektórych było za późno – pająki zdążyły zejść na ich ramiona, włosy, ręce. Lily nie lubiła tych stworzeń, choć nie bała się ich. Starała się nie wpaść w panikę, jednak i jej udzielił się nerwowy nastrój. Na chwilę jakby zapomniała, że ma w kieszeni różdżkę. Kiedy jednak odwróciła się w stronę Milo, oprzytomniała natychmiast i jednym prostym zaklęciem sprawiła, że zwierzęta zastygły w bezruchu. Kolejne zaklęcie i zwierzęta zamieniły się w kolorowe kwiaty.
 Evans szybko omiotła wzrokiem korytarz. Przy ścianie stali Syriusz i James, uśmiechając się triumfalnie. Spanikowane uczennice oddychały wciąż szybko, jednak poczuły ulgę. Abby i Jill udało się zmyć, bo były prawie na końcu korytarza. W końcu Lily spojrzała na Milo.
 Somerville stała jak sparaliżowana. Z jej oczy płynęły łzy. Dłonie trzęsły się przeraźliwie, usta drgały. Dziewczyna była przerażona i Lily widziała ją taką pierwszy raz w życiu. Wolno podeszła do przyjaciółki, ta jednak spojrzała na nią dzikim wzrokiem, jakby jej zupełnie nie poznawała.
 Przez tłum przedarł się Oliver Johnson. Spojrzał szybko na całe to zbiegowisko, po czym nachylił się do jednej z Gryfonek i zapytał co się dzieje. Ta odpowiedziała mu szybko. Nauczyciel wyprostował się i ponownie rozejrzał. Jego wzrok powędrował do Lily i Milo.
- Panno Evans, proszę się odsunąć – powiedział łagodnie, choć stanowczo. Rudowłosa wykonała polecenie. Oliver powoli zbliżył się do Milo.
- Chodź, Somerville. Już wszystko w porządku. Zniknęły.
 Dziewczyna spojrzała prosto w jego oczy. Zdawało się, że odzyskiwała świadomość.
- Mam arachnofobię – powiedziała ochrypłym głosem. Pozwoliła Johnsonowi się zbliżyć. Profesor delikatnie dotknął jej ramienia.
- Odprowadzę cię do pani Pomfrey – powiedział cicho. Mocniejszym głosem dodał, tym razem zwracając się do wszystkich uczniów: - Już po dzwonku, zapraszam na lekcje.
 Tłum skierował się do odpowiednich sal, zaś Somerville ruszyła do Skrzydła Szpitalnego, odprowadzana przez samego Oliviera Johnsona.
*
 Nadeszła długo wyczekiwana chwila – uczta z okazji Nocy Duchów. Wielka Sala została wspaniale przystrojona. Sklepienie przypominało sierpniowe niebo upstrzone gwiazdami, które co jakiś czas przeszywała błyskawica. Nad stołami unosiły się czarne jak smoła świece, których płomień emanował niebieskim blaskiem. W pewnej odległości do stołu nauczycielskiego ustawiono podest, na którym Trupia Orkiestra rozkładała swój sprzęt. W kątach stały przyniesione przez Hagrida dynie, zaś na pewnej wysokości krążyły nietoperze. Duchy czuły się jak w siódmym niebie, a niebywałą uciechę sprawiało im straszenie pierwszorocznych. Na stołach gościły potrawy, jakie podawano tylko raz w roku, właśnie na Noc Duchów.
 Uczniowie już przed wyznaczoną godziną gromadzili się w Wielkiej Sali. Wszyscy byli przebrani, mniej lub bardziej strasznie. Nawet nauczyciele postanowili co nieco zmienić w swoim wyglądzie na tę szczególną ucztę.
 Lily Evans uśmiechnęła się na swój widok w lustrze. Sama uszyła swój kostium Kleopatry, dokupiła jedynie złote bransolety. Zaklęciem zmieniła kolor włosów na kruczoczarny, wyprostowała je i nieco skróciła. W tym wydaniu wyglądała naprawdę ładnie. Abby kupiła w Hogsmeade przepiękną suknię o kolorze burzowego nieba, która rozszerzała się ku dołowi. Postanowiła w ten wieczór zostać księżniczką. Swoje długie blond włosy wymyślnie upięła, założyła również delikatny diadem. Jill zaskoczyła przyjaciółki swoim oryginalnym pomysłem – przebrała się za kobietę kota, ale w jakim wydaniu! Jej zgrabną sylwetkę opinał ciasny, czarny materiał kostiumu. Dziewczyna pozostawiła włosy rozpuszczone, założyła odpowiednią maskę i wpięła we włosy kocie uczy. Milo zaś wyglądała jak na diablice przystało – miała bardzo krótką, czerwoną sukienkę, tego samego koloru rogi (samodzielnie wykonane) i trójząb w dłoniach. Była odważnie pomalowana, ale pasowało to do niej i do jej charakteru.
 Przyjaciółki skierowały się do Wielkiej Sali. Usiadły obok Huncwotów, choć ani Milo, ani Lily nie miały na to ochoty.
- Rogacz, spójrz! To musi być przeznaczenie. Ty i twoja ruda wiewióra wyglądacie jak królewska para! – zażartował Syriusz na widok Evans. Miał trochę racji, gdyż dziewczyna przebrana za Kleopatrę idealnie zgrywała się z Potterem, który miał na sobie strój faraona.
- Zbieg okoliczności, Black – warknęła zła dziewczyna, jednak na jej policzki wstąpił delikatny rumieniec.
 Łapa przywdział strój wampira, Peter mumii, zaś Remus ucharakteryzował się na zombie. Chłopacy na widok Milo otworzyli usta. Byli pod wrażeniem, lecz nie tylko oni – męska część Hogwartu wpatrywała się w Somerville z uwielbieniem. Była piękna i musiał to przyznać każdy, kto tylko na nią spojrzał.
- Hej, Milo, może jednak się umówimy, co? – rzucił Syriusz. Oczywiście żartował – naprawdę lubił dziewczynę i była zjawiskowa, lecz nie tego szukał.
- Po tym numerze z pająkiem? Żartujesz – odparła lekko, wpatrując się w stół nauczycielski, a konkretniej szukając wzrokiem profesora Johnsona. Nie spoglądał na nią, ba! Żartował w najlepsze z Minerwą McGonagall, która… chichotała?
 Syriusz rozglądał się ciekawie dookoła. James ukradkiem patrzył na Evans, zaś ta – zamyślona – popijała sok dyniowy. Remus komplementował Abby, a tak przynajmniej wydawało się Blackowi, bo dziewczyna spłonęła rumieńcem.
 Trupia Orkiestra zaczęła grać, wszyscy uczniowie zabrali się do jedzenia kolacji. Dookoła panował gwar większy niż zwykle. Przestraszone i jednocześnie zachwycone pierwszaki starały się chłonąć każdą chwilę tej wspaniałej uczty. Starsi uczniowie doszli do wniosku, że jeszcze nigdy nie było w Wielkiej Sali tak, jak dziś.
 Syriusz skończył właśnie jeść ciasteczka w kształcie ludzkich gałek ocznych i spojrzał na wejście do Wielkiej Sali. Pojawiły się w nim dwie osoby – a konkretniej dziewczyny – które zaczęły robić przedstawienie. Jedna przytrzymywała podarty, brudnoszary welon swojej koleżanki. Pierwsza dziewczyna – mroczna panna młoda – była zniewalająca i Łapa zastanawiał się, jakim cudem mógł ją przegapić. Szła dostojnym, wolnym krokiem, dzierżąc w dłoni bukiet uschniętych kwiatów. Miała porozdzieraną suknię ślubną długą do samej ziemi w kolorze czarnym, gdzieniegdzie naszyte były białe łaty i falbany. Ciemnofioletowa szminka na ustach dziewczyny podkreślała bladość jej skóry, a długie, brązowe włosy opadały kaskadami na ramiona. Jej koleżanka była szczuplutką blondynką, która odgrywała druhnę panny młodej. Sama miała podartą, bladoróżową sukienkę i tego samego koloru pantofle. Wyglądała bardziej przerażająco, gdyż jej policzek przecinała długa – od ust do policzka – szrama.
 Coraz więcej uczniów dostrzegło dziewczyny, które nic sobie nie robiły z tak licznej widowni. Sam ten fakt spodobał się Syriuszowi. Obserwował, jak dostojnie podchodzą do stołu Krukonów. Piękna, mroczna panna młoda usiadła obok chłopaka, który natychmiast objął ją ramieniem i pocałował. Na ten widok Black skrzywił się lekko. Nigdy nie interesowały go przyjaźnie z uczniami Ravenclawu, czego teraz żałował. Nie miał żadnego punktu zaczepienia, a podejście do dziewczyny w obecności jej chłopaka mogłoby się skończyć awanturą. W końcu był Syriuszem Blackiem, największym podrywaczem w Hogwarcie.
- Hej, Łapo, coś się tak zawiesił? – zapytał Peter, który nawet nie zwrócił uwagi na Krukonki.
- Wypatrywał pewnie nową zdobycz – zaśmiał się James, klepiąc przyjaciela po ramieniu. Znał Syriusza aż za dobrze.
- Widzieliście Smarkerusa? – zaczął Black, chcąc zamknąć temat. W duchu postanowił jednak, że dowie się, kim jest dziewczyna. – Przebrał się za wampira. Niestety, Smarka nie ma nawet co porównywać ze mną.
 Na nieszczęście chłopaka Lily Evans usłyszała te słowa. Zrobiła się czerwona na twarzy i wyglądało na to, że jest wściekła. Syriusz jednak nie zwracał na nią uwagi i dalej kontynuował.
- Powinien przebrać się za nietoperza. To do niego pasuje.
- A ty za zgniłego robaka, bo tym właśnie jesteś, Black – warknęła rudowłosa. Syriusz uniósł brwi i spojrzał na nią z uśmiechem, który jednak nie obejmował oczu.
- Evans, nie wpychaj się tam, gdzie nie jesteś proszona.
- Nie pozwolę ci obrażać mojego przyjaciela.
 Syriusz zaśmiał się. Zimno, nieprzyjaźnie. James chciał go powstrzymać od dalszej kłótni z Lily, dlatego powiedział:
- Łapa już skończył, prawda?
- Jasne – potwierdził Black, jednak coś w jego postawie mówiło im, że to jeszcze nie koniec.
_________________________________________________
 Nieco krócej, niż ostatnio, jednak nie chciałam wplatać zbyt wielu wątków naraz. Biorę się za pisanie kolejnego rozdziału. Jeśli są jakieś błędy - proszę mnie poprawić. Wszelka krytyka również mile widziana.

4 komentarze:

  1. Hej, to ja, od oj-evans❤
    Nie chciałam pisać osobnych komentarzy pod każdym rozdziałem, więc tutaj zamieszczę jeden. Myślę, że pomimo głównego wątku w tym opowiadaniu, będę z niecierpliwością czekać na to co się rozwinie (albo i nie?) między Abby i Remusem. Muszę przyznać, że mam ogromną słabość do Lunatyka i za każdym razem jak o nim czytam to mi się weselej robi. Podoba mi się również Jill. Ogólnie lubię takie tajemnicze, trochę mroczne postacie;D No i Ben Barnes jako Syriusz, miodzio.
    Jeśli chodzi o same rozdziały, to bardzo przyjemnie się je czyta, jest dużo takich przemyśleń bohaterów i mozna ich dzięki temu poznać. Treść jest spójna i wszystko da się rozumieć, nie jest chaotycznie (za to podejrzewam, że mój komentarz taki będzie).
    W rozdziale, w którym była ich pierwsza opcm w pierwszej kolejności, kiedy opisalas nauczyciela, pomyślałam o kimś z rodziny Pottera. To chyba przez te czarne włosy:D
    NO I WŁAŚNIE. Prolog, bo miałam napisać o prologu. Jeszcze się nie spotkałam z takim prologiem i jestem miło zaskoczona, bo jest bardzo pomysłowy. Ogółem pisanie z perspektyw różnych postaci jest fajne, bo nie trzeba tak główkować nad tym, gdzie by to jeszcze można było wysłać tę Lilkę, żeby nie zanudzić czytelnika.
    Więc tak jak mówię, blog bardzo mi sie podoba i czekam na następny rozdział, który też na pewno skomentuję.
    I dziękuję za umieszczenie tu linka do mojego bloga, u mnie już też jesteś w polecanych. Pozdrawiam ciepło;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za komentarz! Od razu się cieplej na serduchu robi, kiedy ktoś docenia twoją pracę. O Abby i Lunatyku będzie jeszcze sporo, ja również mam do niego słabość. :D
      Jeśli mogę Cię prosić, informuj mnie o Twoich nowych rozdziałach - zapomniałam o tym wspomnieć w komentarzu.
      Jeszcze raz bardzo dziękuję za tak miłą opinię! :)

      Usuń
    2. Oczywiście będę informować i proszę o to samo;)

      Usuń
    3. Napiszę już tutaj, żeby nie spamować pod innymi postami. Jest nowy rozdział;D
      http://oj-evans.blogspot.com/2016/08/4-ciezki-dzien.html

      Usuń