Głośne pukanie w szybę obudziło Lily Evans. Zaspana dziewczyna ruszyła w stronę okna, lecz po drodze zahaczyła o szafkę i boleśnie uderzyła się w nogę. Zła na cały świat uchyliła okno, wpuszczając do środka małą, czarną sówkę. Lily rozpoznała w niej Lagrethę, ulubienicę swojej przyjaciółki. Rudowłosa odpięła list przywiązany do nóżki sowy i delikatnie pogłaskała ją po piórach. Lagretha otarła się dziobem o jej dłoń i wyleciała, zaś dziewczyna usiadła na fotelu i otworzyła list.
Droga Liluś!
Zbliżają się urodziny Abby, a tak się szczęśliwie złożyło, że moi rodzice wyjeżdżają na tydzień, zostawiając mnie i Nicholasa w domu. Pomyślałam, że jako dobre przyjaciółki możemy zrobić u mnie urodzinową imprezę. Co o tym myślisz?
Twoja najlepsza
Milo.
Lily uśmiechnęła się pod nosem. Nie miała obok siebie pergaminu ani pióra, dlatego postanowiła, że odpisze przyjaciółce później.
Oczywiście uważała, że impreza to świetny pomysł. Evans bardzo zależało, by ten dzień był dla Abby jak najbardziej udany. Rudowłosa jednak zdawała sobie sprawę, że Milo zaprosi także Huncwotów, co już zdecydowanie mniej jej się podobało. Postanowiła jednak, że dla dobra imprezy poświęci się i może uda jej się nawet nie nawrzeszczeć na Pottera.
Z Huncwotami zaczęły trzymać się w czwartej klasie, głównie przez rozmowę Lily i Jamesa w pociągu. Dziewczyna pamiętała te piękne czasy, w których chłopak jej nie denerwował. Jednak im więcej ze sobą przebywali, tym gorzej było. Potter na swój durny, dziecinny sposób zaczął pytać ją o randki, a totalnym przegięciem było jego wyjście na środek Wielkiej Sali i wyznanie jej miłości. Dodatkowo James skutecznie odstraszał wszystkich chłopaków w pobliżu. Jego zachowanie było dla dziewczyny męczące i miała mu za złe, że ciągle nie odpuszcza, mimo jej odmów.
Z pozostałymi Huncwotami było inaczej. Remus stał się jej dobrym przyjacielem i Lily wiedziała, że można na nim polegać. Był najbardziej rozsądny z całej czwórki, a w dodatku posiadał sporą wiedzę. Peter był jej właściwie obojętny – rzadko z nią rozmawiał. Zawsze trochę mu współczuła, bo pozostawał w cieniu swoich przyjaciół. Zaś stosunek do Syriusza był ciężki do zdefiniowania. Raz wydawał się być w porządku wobec niej, kiedy indziej strasznie ją wkurzał i rzucał jakieś wredne teksty, co kończyło się awanturą. Evans musiała jednak obiektywnie przyznać, że jako przyjaciel był niezastąpiony - widziała to po jego stosunku do Jamesa, którego Black traktował jak brata.
Z ciężkim westchnieniem Lily udała się do łazienki, by wziąć kąpiel. W głowie układała sobie plan dnia – zawsze tak robiła, by się nie pogubić i o niczym nie zapomnieć. Była bardzo zorganizowana, w przeciwieństwie do Jill, a zwłaszcza Milo, którą można by przyrównać do huraganu. Jedynie Abby była do niej podobna.
Kiedy Evans wróciła do pokoju, usłyszała znajome pukanie w szybę. Tym razem sowa była duża i brązowa. Karteczka, która była przywiązana do jej nóżki zawierała tylko jedno zdanie i nie była podpisana, jednak Lily doskonale wiedziała, kto jest jej nadawcą.
Uśmiechnęła się sama do siebie, w głowie dodając spotkanie z Severusem Snape’m do swojego planu dnia.
*
Około piętnastej Lily zjawiła się na ulicy Pokątnej. Swoje kroki skierowała do Banku Gringotta, by wziąć ze skrytki trochę pieniędzy na prezent dla Abby. Zdawała sobie sprawę, że nie może za dużo wydać – nie dysponowała wielkim majątkiem, jak niektórzy jej znajomi. Po odliczeniu odpowiedniej sumy pożegnała się uprzejmie z towarzyszącym jej goblinem i opuściła bank.
Mimo upału na Pokątnej był spory ruch. Wielu uczniów już robiło zakupy do szkoły, zaś inni spotykali się z przyjaciółmi, korzystając z pięknej pogody. Lily rozglądała się dookoła, krocząc powoli wybrukowaną ulicą. Wszechobecny gwar nie przeszkadzał dziewczynie. Po chwili namysłu rudowłosa weszła do księgarni Esy i Floresy. Ominęła półki z podręcznikami szkolnymi i odszukała regał dotyczący magicznych chorób i sposobów ich leczenia. Jej szczególną uwagę przykuła gruba książka opisująca mniej znane urazy magiczne, jak i najpopularniejsze choroby czarodziejów i mugoli. Lily była przekonana, że Abby ucieszy się z takiego prezentu – przyjaciółka zwierzała jej się, że chciałaby pracować w świętym Mungu.
Sama książka to jednak trochę za mało, pomyślała Evans. Zapłaciwszy odpowiednią sumę przy kasie, wyszła z księgarni, intensywnie myśląc nad drugą częścią prezentu. Uznała, że jedzenie to zawsze świetny pomysł, więc weszła do najbliższego sklepu ze słodyczami - Sugarpluma. Była u niego po raz pierwszy.
Wystrój wnętrza zupełnie oczarował Lily. Na półkach znajdowały się pięknie zapakowane zestawy słodyczy, czekolady i batoniki wszelkiego rodzaju, fasolki wszystkich smaków i całe mnóstwo lizaków, dyniowych pasztecików, a także Czekoladowe Żaby. Oprócz tego na podeście stały ułożone napoje o różnych barwach – Lily jeszcze nigdy nie widziała aż tak dużego wyboru. Sam sklep był niewielki i pachniało w nim cynamonem. Lada, za którą stał starszy mężczyzna, prawie całkowicie przykryta była czekoladowymi figurkami znanych czarodziejów i czarownic, którzy co jakiś czas poruszali się leniwie.
Jakaś grupka pierwszaków weszła do sklepu i zrobiło się ciasno, więc Lily szybko zdecydowała się na jeden z pięknie zapakowanych zestawów słodyczy i wodę goździkową. Zapłaciła sprzedawcy i pożegnała go uśmiechem. Pozostała jej jeszcze jedna rzecz do kupienia, na którą wpadła widząc czekoladowe figurki znanych czarodziejów.
Dziewczyna skierowała się do Czarodziejskich Zasobów Wiseacre, gdzie sprzedawali nie tylko wyposażenie do szkoły. W sklepie mieli specjalny dział Zainteresowania, w którym Lily znalazła to, czego szukała – płytę winylową magicznego zespołu Niesforne Hipogryfy. Mężczyźni na okładce poruszali się, wygrywając którąś ze swoich piosenek. Abby uwielbiała ten zespół, a zwłaszcza jego perkusistę, który zdawał się być mężczyzną jej marzeń. Zadowolona Lily opuściła sklep i policzyła, ile zostało jej pieniędzy. Starczyło akurat na czekoladowe lody z posypką, które zakupiła u Floriana Fortescue.
W dobrym nastroju Lily opuściła ulicę Pokątną i udała się do domu.
*
Milo Somerville nienawidziła wcześnie wstawać. Kochała noc, a poranki były dla niej niczym seria tortur. Dziewczyna śniła właśnie o locie na hipogryfie, lecz owe piękne marzenie senne przerwał jej donośny dźwięk budzika. Szatynka zerwała się nieprzytomnie i z całej siły uderzyła ręką w urządzenie. Zapadła cisza, a Milo wróciła do łóżka, uśmiechając się z zadowoleniem. Niestety, nie dane było jej dłużej pospać, bo gdy tylko zakopała się w pościeli, usłyszała trzask otwieranych drzwi, a następnie głośny krzyk brata:
- Milo, wstawaj! Jest siódma rano, a przypominam ci, że masz dzisiaj gości!
Dziewczyna na wzmiance o imprezie rozbudziła się nieco, ale nadal nie zamierzała wstać z łóżka. Pokazała bratu środkowy palec i zamknęła oczy, nie spodziewając się odwetu.
Nicholas uśmiechnął się przebiegle. Jego siostra zapomniała, że osiągnął już pełnoletność i wolno mu czarować. Chłopak bez skrupułów wypowiedział zaklęcie, a z jego różdżki wypłynął lodowaty strumień wody. Milo zerwała się jak oparzona, ale zaplątała się w kołdrę i boleśnie upadła na tyłek. W tym czasie Nicholas zdążył uciec z pokoju, chowając się u siebie, by uniknąć gniewu siostry.
- NICK, TY PRZEKLĘTY GUMOCHŁONIE, JUŻ NIE ŻYJESZ! – wydarła się Milo. W złym humorze wyplątała się z kołdry i skierowała do łazienki. Kiedy już wykonała wszystkie poranne czynności, zeszła na dół do przestronnej kuchni. Nie była zbytnio głodna, więc przygotowała sobie jedynie tosty, myśląc ile dziś musi jeszcze zrobić. O szesnastej miała wpaść Lily i Jill, dwie godziny później Huncwoci, a niedługo po nich Abby. Trzeba było przygotować jedzenie, posprzątać i załatwić alkohol. Milo zastanawiała się także, kto z kim będzie spał i zachichotała, gdy wyobraziła sobie twarz Lily na widok Jamesa w jej łóżku. Wiedziała jednak, że rudowłosa by ją zabiła za ten niewinny żart. Pozostawała jeszcze sprawa zemsty nad Nickiem, ale nad tym zastanowi się na samym końcu.
Dziewczyna z westchnieniem wstała i wyjęła potrzebne składniki do zrobienia tortu. Postanowiła, że nie poprosi brata o pomoc – co najwyżej wszystkich zatruje. Jej umiejętności kucharskie nie były na najwyższym poziomie, ale Milo liczyła, że sobie poradzi.
Pół godziny później usłyszała, że ktoś wchodzi do kuchni. Spojrzała na Nicholasa, który stanął jak wryty. Włosy, twarz i ubranie dziewczyny było całe w mące, blatu nie było w ogóle widać, na podłogę pospadały puste opakowania po składnikach, a Milo uśmiechała się tak szeroko, jakby zaraz miała dostać najnowszą miotłę.
- Patrz braciszku, tak się piecze! – powiedziała dziewczyna i wskazała na piekarnik, w którym rosło ciasto.
Szatyn spojrzał na siostrę z powątpiewaniem.
- Czy to będzie jadalne? Znając ciebie, dodałaś tam nie tego co trzeba.
Usta Milo ułożyły się w podkówkę. Zanim Nicholas zdążył coś dodać, dziewczyna sypnęła mu w twarz mąką i roześmiała się wesoło.
- Do twojego kawałka dodam arszeniku, braciszku. Żebyś poczuł się wyjątkowo.
Nicholas westchnął zrezygnowany i jednym zaklęciem posprzątał kuchnię. Milo doglądała swojego ciasta, a on zastanawiał się, jakim cudem wytrzymał z nią w domu przez tyle lat.
- Dobra, powiedz czego potrzebujesz, dopóki jestem miły.
- Kilka butelek Ognistej Whisky i kremowego piwa, a dodatkowo chciałabym żebyś wyciszył salon i zaczarował głośniki. Dom posprzątam sama, z jedzeniem pomogą mi dziewczyny. Czy w twojej sypialni mogę dołożyć z dwa materace dla Rogacza i Łapy?
- Nie ma problemu. To wszystko?
Dziewczyna potwierdziła skinieniem głowy, wyjęła ciasto z piekarnika i zajęła się jego dalszym przygotowywaniem, zupełnie ignorując brata.
Typowa Milo, pomyślał Nicholas i wziął się za pomaganie siostrze w dalszych przygotowaniach do imprezy.
*
Jill Hudson przybyła pod dom Milo nieco wcześniej, niż planowała. Było jej strasznie gorąco, a ciężka torba tylko przeszkadzała. Niestety, musiała wziąć wszystkie potrzebne rzeczy, a w mniejszą się nie zapakowała. Dziewczyna zapukała, a drzwi otworzył jej przystojny brak Milo – Nicholas.
- Cześć, Jill. Daj torbę, wezmę ci ją na górę – powiedział na powitanie, po czym odsunął się tak, by dziewczyna mogła przejść.
- Dzięki, Nick. Gdzie jest Milo?
- W kuchni, chyba planuje nas wszystkich otruć. – Na widok nic nierozumiejącej miny Jill dodał – Wzięła się za gotowanie, a uwierz mi, mistrzynią to ona nie jest.
Hudson zaśmiała się i ruszyła do kuchni. Zastała tam swoją przyjaciółkę, która wściekle kroiła składniki na sałatkę.
- Proszę, proszę, tego się nie spodziewałam. Somerville w kuchni! Widzę, że chcesz się w końcu ustatkować i przygotowujesz się do roli wzorowej żony? – zażartowała Jill.
Milo pojaśniała na widok przyjaciółki i ją przytuliła. Wciąż była brudna na twarzy od mąki.
- Moja droga, nikt nie zamknie Milo Somerville w szponach małżeństwa! – odparła ze śmiechem.
- Nie bądź taka pewna! – Jill rozłożyła się na krześle i patrzyła, jak jej przyjaciółka kroi warzywa. – W czym ci pomóc? I gdzie nasza wiewiórka?
- Lilunia zaraz powinna być. Jakbyś mogła to wyłóż te wszystkie fasolki, dropsy, batoniki i zanieś je do salonu.
Jill po drodze spotkała Lily, która właśnie przybyła. Przywitały się i chwilę pogadały, a potem poszły do Milo, która mówiła im, w czym mogą pomoc. Po godzinie prawie wszystko było gotowe. Pozostała kwestia wyboru piosenek, przygotowania pokoi do spania i oczywiście wyszykowania się. Dziewczyny zgodnie stwierdziły, że materace mogą poprzenosić Huncwoci, zaś jeden z nich zajmie się muzyką. One zaś postanowiły się już przebrać i wymalować. Milo zaprowadziła przyjaciółki do garderoby, w której jeszcze nigdy nie były.
Lily i Jill oniemiały. Na jednej z beżowych ścian znajdowało się wielkie lustro, zaś tuż przy drugiej była rozsuwana szafa. W kącie stała toaletka godna samej królowej Anglii, zaś podłoga wyłożona była miękkim, puszystym dywanem w odcieniu jasnego brązu. Na małym drewnianym stoliczku stało kilka drogich perfum. W pomieszczeniu pachniało lawendą.
- Rozgośćcie się. Korzystajcie z czego tam chcecie – powiedziała Milo.
- Tu jest obłędnie – stwierdziła Jill i usiadła na miękkim dywanie. – Nie mówiłaś, że masz w domu takie cudo.
Milo wzruszyła ramionami i otworzyła szafę, szukając odpowiedniego stroju. W końcu wybrała bordową sukienkę na ramiączkach z dość dużym dekoltem. Była przyległa w talii i rozszerzała się ku dołowi. Dziewczyna wyczyściła zaklęciem twarz i zaczęła się malować. Włosy pozostawiła rozpuszczone. Prawie gotowa usiadła na dywanie i patrzyła na przyjaciółki. Lily wybrała klasyczną małą czarną z rękawami ¾, a włosy spięła w niedbałego koka. Jill natomiast założyła sukienkę w kolorze morskim, bardzo obcisłą, lecz z nieco mniejszym dekoltem niż Milo. Pożyczyła także specjalny krem, który prostował włosy, więc jej brązowe pukle poszły w niepamięć, a same włosy wydawały się o wiele dłuższe.
Dziewczyny rozmawiały o prezentach dla Abby, zbliżającym się roku szkolnym i chłopakach, kiedy usłyszały hałas na dole, a zaraz później głośne kroki na schodach. Drzwi do garderoby otworzyły się i stanął w nich Nicholas, który zobaczywszy dziewczyny zapomniał po co przyszedł.
- Huncwoci przybyli? – zapytała Milo.
Nick otrząsnął się i pokiwał głową. Chciał coś powiedzieć Jill, jednak zrezygnował i wyszedł bez słowa. Jego siostra wiedziała, że Hudson podoba mu się od dłuższego czasu, ale sam Nick nie był pewny, czy to nie jest głupie zauroczenie, które minęłoby zaraz po rozpoczęciu związku. Wolał nie ranić Jill, dlatego trzymał się na dystans.
Przyjaciółki zeszły na dół, a w salonie zastały Huncwotów, którzy już zdążyli poczęstować się jedzeniem. James, Syriusz i Lupin wyglądali bardzo gustownie, a Peter właściwie tak jak zawsze, czyli przeciętnie. Każdy z nich jednak nieco się zmienił przez wakacje – Black i Potter byli jeszcze bardziej przystojni, Lupin zmężniał, a Pettigrew urósł o kilka cali. Kiedy tylko zobaczyli dziewczyny przez chwilę – podobnie jak Nick – oniemieli, lecz zaraz zaczęli się z nimi witać. James przytulił Lily, która nie była zbyt zadowolona z tego faktu, a jeszcze mniej spodobał jej się fakt, że chłopak nie chce jej puścić.
- Potter, ty obrzydliwy gumochłonie, puszczaj! – warknęła, ale Rogacz zaśmiał się i wzmocnił uścisk.
- Lilunia, moje ty słońce, stęskniłem się za tobą. Nie odpisywałaś nawet na moje listy, czemu? – na chwilę odsunął dziewczynę na wyciagnięcie ramion, ale nie udało jej się uciec.
- Może dlatego, że chcę, abyś dał mi spokój, nie pomyślałeś o tym, Potter?
- A umówisz się ze mną, Evans?
- Czy jesteś aż tak głupi, że nic do ciebie nie dociera? – Lily westchnęła. Nie minęło pięć minut, a ona już miała ochotę go rozszarpać. Nie dość, że zwracał się do niej w sposób, którego nie znosiła, to wciąż nagabywał o randki. Odmowna odpowiedź zupełnie nie wchodziła dla niego w grę. Lily odechciało się imprezy, marzyła żeby wrócić już do domu i być jak najdalej od Pottera. Chłopak był oczywiście niezrażony jej wściekłą miną.
- Mrużysz oczy, jakbyś chciała mnie zaatakować, kotku – stwierdził, szczerząc się od ucha do ucha.
Z opresji uratowała ją Jill, która uznała, że musi porwać na chwilkę Lily do kuchni. Potter niechętnie wypuścił rudowłosą, która wzięła głęboki oddech na uspokojenie, byle tylko nie rzucić w chłopaka jakąś wyjątkowo nieprzyjemną klątwą. Dziewczyny przyniosły do salonu tort, Syriusz zajął się muzyką, Peter jadł Czekoladowe Żaby, a James pod nadzorem Milo nosił materace do odpowiednich pokoi. W całym tym rozgardiaszu udało im się usłyszeć dzwonek. Każdy zerwał się, żeby złapać prezent, zaś Somerville poszła otworzyć.
Abby wyglądała prześlicznie i bardzo dziewczęco – miała mało makijażu, a włosy zaplotła w luźny warkocz. Ubrana była w pudrową sukienkę z krótkim rękawem. Gdy weszła do środka, powitał ją chór głosów śpiewających „Sto lat”. Każdy po kolei wyściskał dziewczynę i złożył jej życzenia urodzinowe, a sama Abby była bardzo szczęśliwa i wzruszona. Lily dostrzegła, że kiedy blondynkę przytulał Remus, na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Evans postanowiła, że sobie z nią później poważnie porozmawia.
Impreza zaczęła się rozkręcać. Przyjaciele wygłupiali się i opowiadali zabawne historie z wakacji. Polała się Ognista Whisky. Lily, Remus, Jill, Abby i Peter pili ją po raz pierwszy. Wszyscy mieli dobry humor. Nawet Potter nie denerwował Evans tak jak zawsze. Około północy Nicholas odpalił sztuczne ognie, które ułożyły się w napis ,,Sto lat Abby!”. Milo wylądowała u Syriusza na kolanach. Flirtowali ze sobą praktycznie całą imprezę, ale każdy wiedział, że ani jedno, ani drugie nie zamierza być w związku na stałe. Dogadywali się, ponieważ Milo była żeńskim odpowiednikiem Blacka, a taki układ obojgu pasował. Jill nieco posmutniała, ale nikt nie wiedział dlaczego. Lily dała się wyciągnąć Jamesowi do tańca, przez co chłopak niemal skakał z radości. Peter jadł w spokoju słodycze, Remus rozmawiał z Abby, a Nicholas obserwował Hudson.
Przyjaciele bawili się do trzeciej w nocy, aż w końcu uznali, że czas spać. Nikomu jednak nie chciało iść się na górę na przygotowane materace, więc wszyscy porozkładali się w salonie i tam zasnęli.
*
Lily obudziła się jako pierwsza i z ulgą stwierdziła, że nie ma kaca. Rozejrzała się po pomieszczeniu i jęknęła cicho. Salon wyglądał jakby przeszło przez niego tornado. Resztki jedzenia znajdowały się na podłodze, dookoła leżały puste butelki po Ognistej i kremowym piwie. Stół zresztą też wyglądał jak jeden wielki śmietnik. Na kanapie leżała Milo w objęciach Syriusza, w fotelu zwinięta w kłębek Abby, o jej fotel opierał się Remus, Peter skończył gdzieś w kącie, Nick leżał przy Jill na dywanie, a Potter przy oknie. Lily ucieszyła się, że był tak zamroczony alkoholem, że nawet nie wpadło mu do głowy, żeby się położyć obok niej.
Evans wiedząc, że część towarzystwa będzie miała wielkiego kaca wstała i postanowiła przygotować śniadanie. W kuchni również był bałagan, lecz nieco mniejszy. Rudowłosa zaczęła się krzątać po pomieszczeniu, nucąc jakaś piosenkę pod nosem. Była tak zajęta robieniem kanapek, że nie usłyszała jak Remus wszedł do kuchni. Jego głos sprawił, że prawie dostała zawału.
- Widzę, że ranny ptaszek już wstał – zażartował chłopak.
- Chcesz, żebym dostała przez ciebie zawału, Lupin? – odpowiedziała na pozór groźnie Lily, jednak jej uśmiech popsuł cały efekt.
- Ależ skąd, nasz Rogacz by się załamał. – Mina rudowłosej od razu zrzedła, a Remus się roześmiał. – Poza tym, całkiem cię lubię, Evans.
Lily wymruczała coś pod nosem, zaś chłopak pomógł jej przygotowywać kanapki. Rozmawiali przez ten czas wesoło, aż do pojawienia się kolejnej osoby w pomieszczeniu, którą okazała się być Abby. Ruda skorzystała z okazji i zostawiła przyjaciół samych. Skierowała się do łazienki, żeby się odświeżyć. Po kilkunastu minutach zeszła do salonu, w którym wszyscy już siedzieli. Milo wyglądała, jakby miała zaraz umrzeć, podobnie Syriusz i James. Peter niewzruszony jadł kanapki. Reszta o czymś rozmawiała.
Około południa przyjaciele opuścili dom Somerville i wrócili do swoich domów.
*
Pierwszy września nadszedł niespodziewanie szybko.
Lily Evans czekała ze zniecierpliwieniem na swoje przyjaciółki na peronie 9 i ¾, stojąc tyłem do pociągu. Większość uczniów już przybyła i zajmowała przedziały. Nagle rozległy się śmiechy pomieszane z krzykami. Rudowłosa na początku nie zwróciła na nie uwagi, myśląc, że to jakieś pierwszaki się wygłupiają. Kiedy jednak hałas nie cichł, odwróciła się i zamarła.
Pociąg, zwykle w kolorze czarno-czerwonym, był teraz barwy wściekłego różu. Jakby tego było mało, zamiast dymu wydobywała się jasnoróżowa para, a także malutkie serduszka. Koszmarem był jednak ostatni element tego widowiska – dwie sowy trzymające transparent z napisem ,,Evans, umówisz się ze mną?”.
Lily zagotowała się ze złości, doskonale wiedząc, kto jest sprawcą tego głupiego żartu. Dziewczyna zapomniała o swoich przyjaciółkach i ruszyła w stronę wejścia do pociągu, czując upokorzenie i wściekłość. Choć na ogół radziła sobie z żartami Huncwotów, ten był grubą przesadą. Zwłaszcza, że tłum na peronie był dość spory, a w dodatku stali tam także rodzice uczniów. Odnalazła przedział numer 125, lecz Pottera w nim nie było.
- Lupin, powiedz mi, gdzie jest ten kretyn? – zapytała dziewczyna bez powitania.
- Nie mam pojęcia, Lily. Poszedł gdzieś z Łapą.
Remus dostrzegł zbierające się w oczach Evans łzy. Szybko wstał i nim zdążyła wyjść, przytulił ją.
- Mówiłem mu, żeby tego nie robił – mruknął. Lily rozpłakała się na dobre. Po raz pierwszy nie udało jej się ukryć słabości. Lupin głaskał ją po włosach, a ona wyrzucała z siebie całą złość. Mówiła, jak Potter ją denerwuje z tym naprzykrzaniem się, jak bardzo drażni ją jego znęcanie się nad słabszymi i próżność. Trwało to może pięć minut, jednak poczuła się po tym wyznaniu lepiej.
- Przepraszam, że tak wybuchłam. Nawet się z tobą nie przywitałam – westchnęła dziewczyna.
- Nie szkodzi. Nie chcę cię wyganiać Lily, ale jeśli nie chcesz spotkać Jamesa to lepiej już idź. Pewnie myślał, że będziesz na peronie.
Evans uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością, rzuciła ciche ,,dziękuję” i opuściła przedział.
To będzie ciężki rok, pomyślała.
________________________________________________
Od autorki:Początek za mną. Chciałam choć trochę złamać schemat opisywania w pierwszej notce podróży Lily do Hogwartu, pominęłam też zbędne wprowadzenie, stąd ta impreza. Lubię postać Milo, więc pewnie dość często o niej będzie.
Staram się pisać jak najbardziej zgodnie z serią o HP, więc trzymam się faktów (sklepy, które opisałam na Pokątnej wg moich informacji faktycznie się tam znajdowały), ale część oczywiście dodaję od siebie. Mam nadzieję, że z czasem notki będą ciut żywsze, ale jak wiadomo - początki są najtrudniejsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz