Rozdział 5



 Początek listopada był ciężkim okresem dla Huncwotów i dziewczyn. Ich relacje bardzo się zmieniły – w niczym nie przypominali zgranej wakacyjnej ekipy. Pojawiało się coraz więcej zgrzytów i kłótni, zwłaszcza pomiędzy Lily a Syriuszem. Odkąd wyśmiał Severusa na uczcie z okazji Nocy Duchów, Evans była na niego bardzo cięta i nie wahała się odbierać Blackowi punktów za głupie żarty i pyskówki. Zdawała sobie sprawę, że momentami nadużywa władzy prefekta, jednak szybko przestawała się tym przejmować widząc, jak chłopak znęca się nad słabszymi.
Abby nadal była nieszczęśliwie zakochana w Remusie, który zdawał się nie zauważać jej spojrzeń i rumieńców, jakie wykwitały na jej policzkach za każdym razem, kiedy powiedział coś miłego. Milo chodziła nieobecna, co było dla wszystkich szokiem – zwykle dziewczyna dużo się śmiała, robiła kawały albo podrywała chłopaków. Jej przyjaciółki wiedziały, że Somerville myśli, jak zdobyć Oliviera Johnsona i pochłaniało ją to na tyle, że nie widziała reszty świata. James Potter skupił się na Quidditchu, intensywnie rozważając, co dalej zrobić z Evans – z jednej strony chciał ją przeprosić za swoje słowa, z drugiej zaś duma mu na to nie pozwalała. Brakowało mu jednak tych sprzeczek – wolał to, niż obojętność dziewczyny. Syriusz Black rozglądał się za tajemniczą mroczną panną młodą, widzianą na uczcie w Noc Duchów. Poszukiwanie jej utrudniały treningi Quidditcha, masa zadań domowych i dalsze próby przemiany w zwierzę. Zbliżała się pełnia, więc razem z Jamesem musiał podwoić wysiłki, jeśli chcieli zdążyć. Peterowi szło nieco gorzej niż im, dlatego wspólnie postanowili, że tym razem odpuści i może uda mu się przy następnej okazji.
Jill Hudson obserwowała całą paczkę z dystansem. Nie wtrącała się w ich kłótnie, nie próbowała pogodzić. Wiedziała, że prędzej czy później ta nieprzyjemna atmosfera zniknie – nigdy się na siebie długo nie gniewali. Cierpliwie wysłuchiwała przyjaciółek, które przychodziły do niej ze swoimi problemami i starała się im jak najlepiej doradzić. Rozmawiała również sporo z Huncwotami. Momentami czuła się jak mugolski psycholog, jednak miało to swoje plusy – wiedziała o nich bardzo dużo.
 Dziewczyna zdziwiła się, kiedy obok niej pojawił się James. Od dobrej godziny siedziała samotnie na błoniach, rozkoszując się zapachem deszczu. Lubiła przebywać w tym miejscu, dawało ukojenie jej duszy. Nieraz zastanawiała się, ile może wytrzymać ktoś taki jak ona – zamknięty w sobie, odosobniony w cierpieniu, z natłokiem myśli, które nie znajdują ujścia.
- Chodzi o Lily? – zapytała, przerywając ciszę. Potter usiadł obok dziewczyny, przeczesując dłonią swoje włosy.
- Po części tak – przyznał. – Chciałbym również porozmawiać o tobie.
 Hudson uniosła brwi. James spędzał z nią dużo czasu w szkole i na wakacjach, ale nigdy nie rozmawiali o niej. Nie, żeby chłopak nie próbował – dziewczyna za każdym razem  zręcznie zmieniała temat i zbywała jego pytania. Taki już miała charakter, bała się komukolwiek zaufać. Jedyną osobą, która potrafiła w jakiś sposób dotrzeć do Jill była jej młodsza siostra Carrie.
- O mnie? A cóż takiego cię natchnęło, Potter? – zakpiła Hudson, patrząc na chłopaka wyzywająco.
- Martwię się o ciebie, Jill.
 Tym prostym stwierdzeniem zupełnie zbił ją z tropu. Przez chwilę milczała, próbując zebrać myśli.
- Lepiej opowiedz co z Lily – rzuciła, przybierając obojętny wyraz twarzy. Nie miała pojęcia, o co może mu chodzić, ale mało ją to obchodziło. Nie miała ochoty na zwierzanie się, nawet mimo kłębiących się w niej emocji.
- Tym razem się nie wywiniesz, mała. – James przysunął się nieco bliżej dziewczyny. Owionął ją zapach jego perfum. – Znamy się tyle lat, a wciąż pozostajesz dla mnie zagadką. Wszyscy wokół wariują, a ty jesteś niewzruszona. Słuchasz naszego wyżalania się, a jednak nigdy nie przyszłaś do kogokolwiek z nas po poradę. Jill, nie masz potrzeby, żeby komuś się wygadać?
 James Potter zdawał sobie sprawę, że trafił w samo sedno. Hudson zabiło szybciej serce, jednak zaraz się opanowała.
- Dziękuję za twoją troskę, jednak nie ma potrzeby, by się martwić. Wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie jestem z nikim pokłócona, cieszę się życiem. – Widziała po jego minie, że nie jest przekonany, mimo to nie chciała już dłużej ciągnąć tego tematu. – Naprawdę chciałabym wiedzieć, co z Lily.
 James Potter westchnął ciężko i opowiedział o swoich wątpliwościach względem rudowłosej. Postanowił, że na razie da Hudson spokój, jednak nie zamierzał rezygnować. Naprawdę martwił się o Jill, którą traktował jak siostrę. Chciał do niej dotrzeć i pokazać, że może na niego liczyć – tak samo jak on na nią.
*
 Wielkimi krokami zbliżał się długo wyczekiwany, pierwszy w tym roku mecz Quidditcha – Gryfoni przeciwko Puchonom. Atmosfera w zamku stała się napięta, jak zwykle przed tym wydarzeniem. Uczniowie obu domów dokuczali sobie wzajemnie, doszło nawet do kilku awantur i jednej bijatyki, którą przerwała rozwścieczona Lily Evans. Nie rozumiała zachwytu nad Quidditchem ani tej wrogiej atmosfery między domami. Oliwy do ognia dolewali Ślizgoni, którzy w tym starciu namiętnie kibicowali uczniom Hufflepuffu.
Lily nie miała najmniejszej ochoty iść na ten mecz, jednak wiedziała, że Milo bardzo na tym zależy. Jej przyjaciółka była w drużynie od roku. Somerville czasami bywała zbyt agresywna (zwłaszcza względem Ślizgonów) albo zdarzało jej się podjąć lekkomyślne, bezsensowne decyzje, jednak te wady rekompensował fakt, że świetnie latała na miotle, nigdy nie miewała kontuzji i zdobyła wiele punktów dla swojej drużyny. Evans nie pozostawało nic innego jak powlec się za resztą uczniów w stronę boiska.
 Gdy samotnie usiadła na trybunach uświadomiła sobie, że nie ma pojęcia, gdzie podziewa się reszta paczki. W tłumie uczniów nie dostrzegła czupryny Jill ani jasnych włosów Abby. Ostatnimi czasy mało ze sobą rozmawiały. W dodatku Lily bardzo mocno tęskniła za Severusem, którego nie spotkała od czasu kłótni w Pokoju Życzeń. Miała wrażenie, że chłopak jej unika. Postanowiła, że zaproponuje mu spotkanie z najbliższym czasie i znajdzie sposób, by wybić mu te wszystkie głupoty z głowy.
 Kiedy drużyna Gryfonów wzbiła się w powietrze, rudowłosa spojrzała na Milo i poczuła ukłucie zazdrości. Jej przyjaciółka, mimo swoich wad, uważana była przez większość osób za ideał – zwłaszcza chłopaków. Była potężną, piękną czarownicą i Lily wiedziała, że może osiągnąć naprawdę wiele. Choć nigdy by tego nie przyznała na głos, czuła się przy Milo jak mugolski Kopciuszek, choć nie dało się zarzucić jej braku inteligencji czy nawet urody. Mimo to z każdym rokiem zazdrość o Somerville pogłębiała się. Evans bała się, do czego może to doprowadzić, dlatego tłumiła ją w sobie jak tylko mogła.
 Ogarnięta mieszanymi uczuciami, Lily skupiła całą swoją uwagę na meczu.
*
Tydzień później

- Mówię ci Syriusz, to zły pomysł. Evans...
- Nie mów mi o tej wiewiórze. Mam jej dość. Nie rozumiem, jak James może za nią latać.
- Chłopaki, co wy planujecie?
- Cicho Peter. Muszę się teraz skupić.
W dormitorium dziewcząt rozbłysło wściekle różowe światło, ukazując postacie trzech chłopaków, by zaraz znów schować ich sylwetki w mroku.
- Czy to już? Co ty właściwie zrobiłeś?
- Lunio, ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Pora się zbierać, zanim nasze urocze koleżanki wrócą.
Lily, Milo, Jill i Abby szybko miały okazję się przekonać, co zrobił Black. Huncwoci, jak i wszystkie osoby siedzące w P0koju Wspólnym Gryffindoru przez sekundę nie dowierzali widząc zbiegające po schodach – i absolutnie wściekłe – dziewczyny.
 Na przodzie oczywiście była Somerville. Jej włosy, na co dzień w kolorze ciemnego brązu, były teraz wściekle różowe, ale na tym się nie kończyło – za sprawą zaklęcia Syriusza jej ubranie zamieniło się w sukienkę przystrojoną dziecinnymi kokardkami, serduszkami i kwiatuszkami, nad wyraz kolorową i rzucającą się w oczy. Jill wyglądała jak mugolska cheerleaderka. Zaklęcie sprawiło, że jej włosy miały barwę platynowego blondu – w którym, jak później pomyślał chłopak, było jej zadziwiająco dobrze. Kusa, czerwona spódnica i odkryty brzuch sprawiły, że na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Jednak w porównaniu do Abby, Jill wyglądała przyzwoicie. Dziewczyna, z reguły ubierająca się w delikatne, dziewczęce stroje, nie odkrywające nigdy zbyt wiele, miała na sobie teraz kusą sukienkę i bardzo wyzywający makijaż.
Lily Evans była jednak największą niespodzianką i chyba właśnie ją żart Syriusza najbardziej uderzył. Jej włosy zmieniły barwę na kolor czerwony, zaś zamiast normalnego makijażu miała coś na wzór maski klowna – przerażający, rozciągnięty, krwawy uśmiech, podkreślone oczy i zupełnie białą twarz. Mrocznego wyglądu dopełniał strój – długa, obszyta falbanami suknia, przypominająca te z ery wiktoriańskiej.
- Durni Huncwoci, MACIE PRZECHLAPANE! – krzyknęła Milo, ale zamiast zabrzmieć groźnie, jej głos był jak pisk dziewięcioletniej dziewczynki. Zaskoczona dziewczyna umilkła, będąc w głębokim szoku, a na widok jej miny chłopacy wybuchnęli niekontrolowanym śmiechem.
- Cholera, odczarujcie nas! – warknęła Jill, ale Syriusz tylko wzruszył ramionami.
- Urok trwa całą dobę. Szczerze wątpię, by udało się wam cokolwiek odczarować czy nawet przebrać – zaklęcie skutecznie uniemożliwia ingerencję w wygląd. Byłoby mi niezmiernie przykro, gdybyście dostały szlaban za brak mundurka na dzisiejszych zajęciach. – Brunet uśmiechnął się złośliwie, rozkładając wygodniej na fotelu.
 Spojrzał na Evans wyczekująco, chcąc potyczki słownej, ale nic takiego nie nastąpiło. Stała na ostatnim stopniu schodów prowadzących do dormitorium dziewcząt, tępo patrząc przed siebie.
- Hej, Lilunia, to nie był mój pomysł… – zaczął James, widząc całkowity brak reakcji dziewczyny i spodziewając się najgorszego. - … nie miałem z tym nic wspólnego!
 Nie odezwała się. Rzuciła tylko szybkie, mściwe spojrzenie na Syriusza i odeszła w stronę dormitorium. Abby podążyła za nią, zaś Jill i Milo nie zamierzały odpuszczać.
- Albo nas odczarujesz albo sprawię, że nigdy nie będziesz mógł mieć dzieci – wysyczała Hudson, podchodząc niebezpiecznie blisko Blacka.
- Przykro mi, ale nie mam takiej mocy. Nie znam przeciwzaklęcia. Zniknie samo, jutro o tej porze będziesz sobą – rzucił wesoło, zupełnie nie przejmując się gniewem dziewczyny. Somerville spiorunowała go wzrokiem.
- Powinnaś jeszcze tupnąć nóżką dla efektu! – zaśmiał się.
- Nienawidzę cię, Black.
Obrażone i zrezygnowane dziewczyny udały się po swoje torby, w końcu zaraz miały zaczynać się zajęcia.
 Jak słusznie przewidział Syriusz, dostały szlaban – przy czym Abby dodatkowo musiała nasłuchać się od McGonagall wyrzutów (,,jak taka zdolna i skromna uczennica mogła założyć coś… coś takiego?”). Na nic zdały się tłumaczenia, że to Huncwoci. Kobieta najwyraźniej stwierdziła, że dziewczyny chciały rozgłosu w szkole, bo ostatnimi czasy było zbyt spokojnie.
Lily nie dotarła na lekcje, tłumacząc, że źle się czuje. Jako prefekt mogła pozwolić sobie na te drobne kłamstwo. Właściwie, to naprawdę było z nią kiepsko – bała się klownów, czuła się upokorzona i smutna. Płakała odkąd przyjaciółki wyszły na zajęcia i właściwie cieszyła się z tej chwili ciszy i z tego, że może wyrzucić z siebie dręczące ją emocje.
*
- Hej, Hudson! – zdyszany Nicholas w końcu dogonił przemierzającą szkolne korytarze dziewczynę. Jill przystanęła. Od rana miała kiepski humor, głównie przez dziewczyny, a konkretniej – Milo. Widok jej brata wcale nie poprawił sytuacji.
- Nie wiem, gdzie jest twoja siostra, Nick – powiedziała ostrzej, niż zamierzała i już chciała iść dalej, gdy chłopak chwycił ją za nadgarstek.
- Nie obchodzi mnie, gdzie jest Milo. To z tobą chciałem pogadać.
 Dziewczyna poczuła się zaintrygowana. Lekko przechyliła głowę w bok i uniosła brew w wyrazie zdumienia.
- Czego mógłby chcieć ode mnie Nicholas Somerville?
- Chciałem zapytać, czy nie miałabyś ochoty pójść ze mną na spacer.
- Hę? – Jill wiedziała, że nie zabłysnęła w tym momencie inteligencją, ale nie spodziewała się takiego pytania. Może potraktowała to zbyt dosadnie, ale to był Nick-cholernie-przystojny-Somerville, gwiazda Hogwartu, a ona to tylko młodsza, introwertyczna koleżanka jego super popularnej siostry.
Robi sobie z ciebie żarty, pomyślała Jill i natychmiast poczuła wewnętrzną blokadę i strach. Strach przed zranieniem.
- Wiesz co, jestem bardzo zajęta. Muszę eee… muszępomócLilyweliksirach.
- Mogłabyś powtórzyć?
- Muszę pomóc Lil w eliksirach. Nie radzi sobie biedulka.
Nicholas uniósł brwi.
- Z tego co wiem, Evans jest najlepsza w eliksirach. Stary Ślimak ciągle o niej mówi. Jeśli nie masz ochoty, Jill, to przynajmniej bądź szczera i to powiedz.
Westchnęła. Nie tak miał to odebrać.
- Nick, wiesz, że cię lubię. Możemy iść na ten spacer, ale zastanawia mnie, czego ode mnie właściwie chcesz.
- Chciałem z tobą porozmawiać i nieco lepiej się poznać. Myślałem nad tym od wakacji, ale nie byłem pewien sam siebie. Oczywiście ten spacer to nic zobowiązującego, ale wiesz, fajnie by było, gdyby nasza znajomość trochę się rozwinęła.
- Eee… To w takim razie na kiedy się umawiamy?
- Może w sobotę? Będziemy mieli więcej czasu niż po lekcjach.
- Pasuje.
Jill uśmiechnęła się delikatnie i pożegnała, ale gdy Nick już się oddalił, prawie skakała z radości, nucąc pod nosem jakąś wesołą piosenkę.
*
- Byłaś na randce z moim durnym bratem?!
 Przyjaciółki siedziały w dormitorium, popijając Kremowe piwo, które udało im się zwędzić z prywatnych zapasów Huncwotów, a Jill opowiadała im przebieg spotkania z Nicholasem.
- To nie była randka, idiotko – mruknęła Hudson, ale zdradził ją uśmiech.
- Ej, Jill. Coś mi nie pasuje. - Milo zrobiła dramatyczną przerwę. - Od wakacji byłam święcie przekonana, że lecisz na Blacka.
Hudson, która wzięła właśnie łyka kremowego, wypluła piwo i zaczęła kaszleć. Lily poklepała ją po plecach.
- Normalna jesteś?!
- No przecież nie jestem ślepa, kwiatuszku. Widziałam, jak miałaś ochotę zamordować Dorcas Meadowes na uczcie z okazji Nocy Duchów.
- Jaką znowu Dorcas? – wtrąciła się Abby, a zaraz potem czknęła.
- Upiorna panna młoda, na którą Syriusz gapił się pół uczty, a od dwóch tygodni non stop o niej gada. Nawet nie wiecie, jakie to zabawne, że on nie wie, że ja wiem. – Milo wzniosła toast, który miał być w zamyśle toastem zwycięstwa, ale większość rozlała sobie na bluzę.
- Kto to w ogóle jest? I skąd ją znasz, Milo? – zapytała wbrew sobie Jill. Nie miało jej to interesować, a jednak było silniejsze, niż myślała. Zauroczenie Blackiem uznała za zakończone już jakiś czas temu – tak przynajmniej sobie wmawiała.
- Dorcas jest taką Lilą, tylko że w Ravenclawie. No i nie jest ruda, ma też chłopaka. – Dziewczyna oberwała od Evans poduszką. – Poznałam ją na imprezie urodzinowej… Debbie? Dorothy? Nie pamiętam. Miła dziewczyna, naprawdę było z nią o czym pogadać. Nie mogłoby być jednak zbyt idealnie – jej najlepszą przyjaciółką jest Evangeline Johnson. – Milo skrzywiła się na samą myśl o dziewczynie.
- Jej też nie znamy. Co z nią nie tak?
- Evangeline to taki cerber, obsesyjnie strzegący Dorcas i chorobliwie o nią zazdrosny. Wydaje mi się, że jest w niej zakochana.
 Długo jeszcze rozmawiały, będąc coraz bardziej pijane. Około północy Jill wpadła na niesamowicie głupi pomysł – na który oczywiście dziewczyny się zgodziły.
 Na palcach wymknęły się z dormitorium dziewcząt, kierując się do sypialni Huncwotów. Żart miał być przedni: chciały zrobić im malutki remont i w ramach odwetu – trochę podkoloryzować garderobę. Niestety, nie przewidziały, że chłopacy wcale nie leżą grzecznie w łóżkach. Kiedy weszły, ich oczom ukazał się półnagi Syriusz, śpiewający wraz z Jamesem jakaś piosenkę – co zabawniejsze, Potter miał w niej rolę kobiety, więc piszczał niesamowicie, kręcąc do tego tyłkiem. Peter i Remus zwijali się na podłodze ze śmiechu. Dziewczyny dostrzegły butelki po Ognistej i doszły do wniosku, że nie one jedyne miały dziś wesoły wieczór.
 Duet Black&Potter przerwał swoje dzikie śpiewy.
- Zgubiłyście się? – zapytał Syriusz, mierząc Milo. Jego wzrok zatrzymał się na dłużej na jej zgrabnych nogach.
- My… eee… mieliście spać! – rzuciła z wyrzutem Lily.
- A to niby dlaczego? Lilunia, czy ty jesteś pijana? – Potter w ułamku sekundy znalazł się przy Evans, gotów jej pomagać. Ona jednak spojrzała na niego jak na idiotę i delikatnie się odsunęła.
- Jamesie Potterze, jestem prefektem i nie przystoi mnie upijanie się. – Na dowód czego czknęła, by zaraz potem zacząć się śmiać. – Żarcik kosmonaucik, wszystko zepsuliście, to my już pójdziemy.
 I wyszły, zostawiając zdziwionych Huncwotów.
*
 Dzisiaj miała być pełnia, co dla Remusa oznaczało kolejną noc niewyobrażalnego bólu, zamroczenia i odcięcia. Przyjaciele obiecywali, że tym razem będą z nim, ale wolał w to nie wierzyć – będzie mu łatwiej, gdy przyjdzie rozczarowanie. Jednak ani James ani Syriusz nie dawali mu zapomnieć o ich planie.
- Stary, a co będzie… no wiesz, jak się nie uda? – zapytał Peter, podsycając tylko obawy Remusa. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś miało się stać przyjaciołom.
- Będziemy na pół zwierzęciem, na pół człowiekiem – odparł luźno James, nic sobie z tego stwierdzenia nie robiąc. Syriusz, na widok miny Pettigrewa, uśmiechnął się szeroko i doprawił sobie rogi na głowie, jednocześnie szarżując na chłopaka jak byk.
- To nie jest śmieszne, chłopaki – warknął Remus.
- Daj spokój, Lunatyku. Masz przed sobą dwójkę najzdolniejszych Huncwotów w Hogwarcie. – James szturchnął Lupina przyjacielsko, na co chłopak tylko westchnął.
 Ani się obejrzeli, nadszedł wieczór. Remus udał się do Wrzeszczącej Chaty, zaś James i Syriusz zostali w okolicach Wierzby Bijącej. Zamiast strachu czuli ogromne podekscytowanie na myśl, że ich wysiłki w końcu się opłacą. Ćwiczyli wiele miesięcy i odprawiali różne dziwne rytuały, będąc zdeterminowanymi, by być przy swoim przyjacielu.
 Po raz ostatni rozejrzeli się dookoła – w pobliżu nie było żywej duszy.
- Już pora – oznajmił James. Syriusz skinął głową.
 Idealnie w momencie, w którym na granatowym niebie pojawił się księżyc w pełni, James Potter i Syriusz Black pierwszy raz w swoim życiu przemienili się w zwierzęta, stając się niezarejestrowanymi animagami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz