Początek listopada był ciężkim okresem dla
Huncwotów i dziewczyn. Ich relacje bardzo się zmieniły – w niczym nie
przypominali zgranej wakacyjnej ekipy. Pojawiało się coraz więcej zgrzytów i
kłótni, zwłaszcza pomiędzy Lily a Syriuszem. Odkąd wyśmiał Severusa na uczcie z
okazji Nocy Duchów, Evans była na niego bardzo cięta i nie wahała się odbierać
Blackowi punktów za głupie żarty i pyskówki. Zdawała sobie sprawę, że momentami
nadużywa władzy prefekta, jednak szybko przestawała się tym przejmować widząc,
jak chłopak znęca się nad słabszymi.
Abby
nadal była nieszczęśliwie zakochana w Remusie, który zdawał się nie zauważać
jej spojrzeń i rumieńców, jakie wykwitały na jej policzkach za każdym razem,
kiedy powiedział coś miłego. Milo chodziła nieobecna, co było dla wszystkich
szokiem – zwykle dziewczyna dużo się śmiała, robiła kawały albo podrywała
chłopaków. Jej przyjaciółki wiedziały, że Somerville myśli, jak zdobyć Oliviera
Johnsona i pochłaniało ją to na tyle, że nie widziała reszty świata. James
Potter skupił się na Quidditchu, intensywnie rozważając, co dalej zrobić z
Evans – z jednej strony chciał ją przeprosić za swoje słowa, z drugiej zaś duma
mu na to nie pozwalała. Brakowało mu jednak tych sprzeczek – wolał to, niż obojętność
dziewczyny. Syriusz Black rozglądał się za tajemniczą mroczną panną młodą,
widzianą na uczcie w Noc Duchów. Poszukiwanie jej utrudniały treningi
Quidditcha, masa zadań domowych i dalsze próby przemiany w zwierzę. Zbliżała
się pełnia, więc razem z Jamesem musiał podwoić wysiłki, jeśli chcieli zdążyć.
Peterowi szło nieco gorzej niż im, dlatego wspólnie postanowili, że tym razem
odpuści i może uda mu się przy następnej okazji.
Jill
Hudson obserwowała całą paczkę z dystansem. Nie wtrącała się w ich kłótnie, nie
próbowała pogodzić. Wiedziała, że prędzej czy później ta nieprzyjemna atmosfera
zniknie – nigdy się na siebie długo nie gniewali. Cierpliwie wysłuchiwała
przyjaciółek, które przychodziły do niej ze swoimi problemami i starała się im
jak najlepiej doradzić. Rozmawiała również sporo z Huncwotami. Momentami czuła
się jak mugolski psycholog, jednak miało to swoje plusy – wiedziała o nich
bardzo dużo.
Dziewczyna zdziwiła się, kiedy obok niej
pojawił się James. Od dobrej godziny siedziała samotnie na błoniach,
rozkoszując się zapachem deszczu. Lubiła przebywać w tym miejscu, dawało
ukojenie jej duszy. Nieraz zastanawiała się, ile może wytrzymać ktoś taki jak
ona – zamknięty w sobie, odosobniony w cierpieniu, z natłokiem myśli, które nie
znajdują ujścia.
-
Chodzi o Lily? – zapytała, przerywając ciszę. Potter usiadł obok dziewczyny,
przeczesując dłonią swoje włosy.
- Po
części tak – przyznał. – Chciałbym również porozmawiać o tobie.
Hudson uniosła brwi. James spędzał z nią dużo
czasu w szkole i na wakacjach, ale nigdy nie rozmawiali o niej. Nie, żeby
chłopak nie próbował – dziewczyna za każdym razem zręcznie zmieniała temat i zbywała jego
pytania. Taki już miała charakter, bała się komukolwiek zaufać. Jedyną osobą,
która potrafiła w jakiś sposób dotrzeć do Jill była jej młodsza siostra Carrie.
- O
mnie? A cóż takiego cię natchnęło, Potter? – zakpiła Hudson, patrząc na
chłopaka wyzywająco.
-
Martwię się o ciebie, Jill.
Tym prostym stwierdzeniem zupełnie zbił ją z
tropu. Przez chwilę milczała, próbując zebrać myśli.
-
Lepiej opowiedz co z Lily – rzuciła, przybierając obojętny wyraz twarzy. Nie
miała pojęcia, o co może mu chodzić, ale mało ją to obchodziło. Nie miała
ochoty na zwierzanie się, nawet mimo kłębiących się w niej emocji.
- Tym
razem się nie wywiniesz, mała. – James przysunął się nieco bliżej dziewczyny.
Owionął ją zapach jego perfum. – Znamy się tyle lat, a wciąż pozostajesz dla
mnie zagadką. Wszyscy wokół wariują, a ty jesteś niewzruszona. Słuchasz naszego
wyżalania się, a jednak nigdy nie przyszłaś do kogokolwiek z nas po poradę.
Jill, nie masz potrzeby, żeby komuś się wygadać?
James Potter zdawał sobie sprawę, że trafił w
samo sedno. Hudson zabiło szybciej serce, jednak zaraz się opanowała.
-
Dziękuję za twoją troskę, jednak nie ma potrzeby, by się martwić. Wszystko jest
w jak najlepszym porządku. Nie jestem z nikim pokłócona, cieszę się życiem. –
Widziała po jego minie, że nie jest przekonany, mimo to nie chciała już dłużej
ciągnąć tego tematu. – Naprawdę chciałabym wiedzieć, co z Lily.
James Potter westchnął ciężko i opowiedział o
swoich wątpliwościach względem rudowłosej. Postanowił, że na razie da Hudson
spokój, jednak nie zamierzał rezygnować. Naprawdę martwił się o Jill, którą
traktował jak siostrę. Chciał do niej dotrzeć i pokazać, że może na niego
liczyć – tak samo jak on na nią.
*
Wielkimi krokami zbliżał się długo
wyczekiwany, pierwszy w tym roku mecz Quidditcha – Gryfoni przeciwko Puchonom. Atmosfera
w zamku stała się napięta, jak zwykle przed tym wydarzeniem. Uczniowie obu
domów dokuczali sobie wzajemnie, doszło nawet do kilku awantur i jednej
bijatyki, którą przerwała rozwścieczona Lily Evans. Nie rozumiała zachwytu nad
Quidditchem ani tej wrogiej atmosfery między domami. Oliwy do ognia dolewali
Ślizgoni, którzy w tym starciu namiętnie kibicowali uczniom Hufflepuffu.
Lily
nie miała najmniejszej ochoty iść na ten mecz, jednak wiedziała, że Milo bardzo
na tym zależy. Jej przyjaciółka była w drużynie od roku. Somerville czasami
bywała zbyt agresywna (zwłaszcza względem Ślizgonów) albo zdarzało jej się
podjąć lekkomyślne, bezsensowne decyzje, jednak te wady rekompensował fakt, że
świetnie latała na miotle, nigdy nie miewała kontuzji i zdobyła wiele punktów
dla swojej drużyny. Evans nie pozostawało nic innego jak powlec się za resztą
uczniów w stronę boiska.
Gdy samotnie usiadła na trybunach uświadomiła
sobie, że nie ma pojęcia, gdzie podziewa się reszta paczki. W tłumie uczniów
nie dostrzegła czupryny Jill ani jasnych włosów Abby. Ostatnimi czasy mało ze
sobą rozmawiały. W dodatku Lily bardzo mocno tęskniła za Severusem, którego nie
spotkała od czasu kłótni w Pokoju Życzeń. Miała wrażenie, że chłopak jej unika.
Postanowiła, że zaproponuje mu spotkanie z najbliższym czasie i znajdzie
sposób, by wybić mu te wszystkie głupoty z głowy.
Kiedy drużyna Gryfonów wzbiła się w powietrze,
rudowłosa spojrzała na Milo i poczuła ukłucie zazdrości. Jej przyjaciółka, mimo
swoich wad, uważana była przez większość osób za ideał – zwłaszcza chłopaków.
Była potężną, piękną czarownicą i Lily wiedziała, że może osiągnąć naprawdę
wiele. Choć nigdy by tego nie przyznała na głos, czuła się przy Milo jak
mugolski Kopciuszek, choć nie dało się zarzucić jej braku inteligencji czy
nawet urody. Mimo to z każdym rokiem zazdrość o Somerville pogłębiała się.
Evans bała się, do czego może to doprowadzić, dlatego tłumiła ją w sobie jak
tylko mogła.
Ogarnięta mieszanymi uczuciami, Lily skupiła
całą swoją uwagę na meczu.
*
Tydzień
później
- Mówię
ci Syriusz, to zły pomysł. Evans...
- Nie
mów mi o tej wiewiórze. Mam jej dość. Nie rozumiem, jak James może za nią
latać.
-
Chłopaki, co wy planujecie?
- Cicho
Peter. Muszę się teraz skupić.
W
dormitorium dziewcząt rozbłysło wściekle różowe światło, ukazując postacie
trzech chłopaków, by zaraz znów schować ich sylwetki w mroku.
- Czy
to już? Co ty właściwie zrobiłeś?
-
Lunio, ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Pora się zbierać, zanim nasze
urocze koleżanki wrócą.
Lily,
Milo, Jill i Abby szybko miały okazję się przekonać, co zrobił Black. Huncwoci,
jak i wszystkie osoby siedzące w P0koju Wspólnym Gryffindoru przez sekundę nie
dowierzali widząc zbiegające po schodach – i absolutnie wściekłe – dziewczyny.
Na przodzie oczywiście była Somerville. Jej
włosy, na co dzień w kolorze ciemnego brązu, były teraz wściekle różowe, ale na
tym się nie kończyło – za sprawą zaklęcia Syriusza jej ubranie zamieniło się w
sukienkę przystrojoną dziecinnymi kokardkami, serduszkami i kwiatuszkami, nad
wyraz kolorową i rzucającą się w oczy. Jill wyglądała jak mugolska cheerleaderka.
Zaklęcie sprawiło, że jej włosy miały barwę platynowego blondu – w którym, jak
później pomyślał chłopak, było jej zadziwiająco dobrze. Kusa, czerwona spódnica
i odkryty brzuch sprawiły, że na jej policzkach pojawiły się rumieńce. Jednak w
porównaniu do Abby, Jill wyglądała przyzwoicie. Dziewczyna, z reguły ubierająca
się w delikatne, dziewczęce stroje, nie odkrywające nigdy zbyt wiele, miała na
sobie teraz kusą sukienkę i bardzo wyzywający makijaż.
Lily
Evans była jednak największą niespodzianką i chyba właśnie ją żart Syriusza
najbardziej uderzył. Jej włosy zmieniły barwę na kolor czerwony, zaś zamiast
normalnego makijażu miała coś na wzór maski klowna – przerażający,
rozciągnięty, krwawy uśmiech, podkreślone oczy i zupełnie białą twarz. Mrocznego
wyglądu dopełniał strój – długa, obszyta falbanami suknia, przypominająca te z
ery wiktoriańskiej.
- Durni
Huncwoci, MACIE PRZECHLAPANE! – krzyknęła Milo, ale zamiast zabrzmieć groźnie,
jej głos był jak pisk dziewięcioletniej dziewczynki. Zaskoczona dziewczyna
umilkła, będąc w głębokim szoku, a na widok jej miny chłopacy wybuchnęli
niekontrolowanym śmiechem.
-
Cholera, odczarujcie nas! – warknęła Jill, ale Syriusz tylko wzruszył
ramionami.
- Urok
trwa całą dobę. Szczerze wątpię, by udało się wam cokolwiek odczarować czy
nawet przebrać – zaklęcie skutecznie uniemożliwia ingerencję w wygląd. Byłoby
mi niezmiernie przykro, gdybyście dostały szlaban za brak mundurka na
dzisiejszych zajęciach. – Brunet uśmiechnął się złośliwie, rozkładając wygodniej
na fotelu.
Spojrzał na Evans wyczekująco, chcąc potyczki
słownej, ale nic takiego nie nastąpiło. Stała na ostatnim stopniu schodów
prowadzących do dormitorium dziewcząt, tępo patrząc przed siebie.
- Hej,
Lilunia, to nie był mój pomysł… – zaczął James, widząc całkowity brak reakcji
dziewczyny i spodziewając się najgorszego. - … nie miałem z tym nic wspólnego!
Nie odezwała się. Rzuciła tylko szybkie,
mściwe spojrzenie na Syriusza i odeszła w stronę dormitorium. Abby podążyła za
nią, zaś Jill i Milo nie zamierzały odpuszczać.
- Albo
nas odczarujesz albo sprawię, że nigdy nie będziesz mógł mieć dzieci –
wysyczała Hudson, podchodząc niebezpiecznie blisko Blacka.
-
Przykro mi, ale nie mam takiej mocy. Nie znam przeciwzaklęcia. Zniknie samo,
jutro o tej porze będziesz sobą – rzucił wesoło, zupełnie nie przejmując się
gniewem dziewczyny. Somerville spiorunowała go wzrokiem.
-
Powinnaś jeszcze tupnąć nóżką dla efektu! – zaśmiał się.
-
Nienawidzę cię, Black.
Obrażone
i zrezygnowane dziewczyny udały się po swoje torby, w końcu zaraz miały
zaczynać się zajęcia.
Jak słusznie przewidział Syriusz, dostały
szlaban – przy czym Abby dodatkowo musiała nasłuchać się od McGonagall wyrzutów
(,,jak taka zdolna i skromna uczennica mogła założyć coś… coś takiego?”). Na nic zdały się
tłumaczenia, że to Huncwoci. Kobieta najwyraźniej stwierdziła, że dziewczyny
chciały rozgłosu w szkole, bo ostatnimi czasy było zbyt spokojnie.
Lily
nie dotarła na lekcje, tłumacząc, że źle się czuje. Jako prefekt mogła pozwolić
sobie na te drobne kłamstwo. Właściwie, to naprawdę było z nią kiepsko – bała
się klownów, czuła się upokorzona i smutna. Płakała odkąd przyjaciółki wyszły
na zajęcia i właściwie cieszyła się z tej chwili ciszy i z tego, że może
wyrzucić z siebie dręczące ją emocje.
*
- Hej,
Hudson! – zdyszany Nicholas w końcu dogonił przemierzającą szkolne korytarze
dziewczynę. Jill przystanęła. Od rana miała kiepski humor, głównie przez
dziewczyny, a konkretniej – Milo. Widok jej brata wcale nie poprawił sytuacji.
- Nie
wiem, gdzie jest twoja siostra, Nick – powiedziała ostrzej, niż zamierzała i
już chciała iść dalej, gdy chłopak chwycił ją za nadgarstek.
- Nie
obchodzi mnie, gdzie jest Milo. To z tobą chciałem pogadać.
Dziewczyna poczuła się zaintrygowana. Lekko
przechyliła głowę w bok i uniosła brew w wyrazie zdumienia.
- Czego
mógłby chcieć ode mnie Nicholas Somerville?
-
Chciałem zapytać, czy nie miałabyś ochoty pójść ze mną na spacer.
- Hę? –
Jill wiedziała, że nie zabłysnęła w tym momencie inteligencją, ale nie
spodziewała się takiego pytania. Może potraktowała to zbyt dosadnie, ale to był
Nick-cholernie-przystojny-Somerville, gwiazda Hogwartu, a ona to tylko młodsza,
introwertyczna koleżanka jego super popularnej siostry.
Robi sobie z ciebie żarty,
pomyślała Jill i natychmiast poczuła wewnętrzną blokadę i strach. Strach przed
zranieniem.
- Wiesz
co, jestem bardzo zajęta. Muszę eee… muszępomócLilyweliksirach.
-
Mogłabyś powtórzyć?
- Muszę
pomóc Lil w eliksirach. Nie radzi sobie biedulka.
Nicholas
uniósł brwi.
- Z
tego co wiem, Evans jest najlepsza w eliksirach. Stary Ślimak ciągle o niej
mówi. Jeśli nie masz ochoty, Jill, to przynajmniej bądź szczera i to powiedz.
Westchnęła.
Nie tak miał to odebrać.
- Nick,
wiesz, że cię lubię. Możemy iść na ten spacer, ale zastanawia mnie, czego ode
mnie właściwie chcesz.
-
Chciałem z tobą porozmawiać i nieco lepiej się poznać. Myślałem nad tym od
wakacji, ale nie byłem pewien sam siebie. Oczywiście ten spacer to nic
zobowiązującego, ale wiesz, fajnie by było, gdyby nasza znajomość trochę się
rozwinęła.
- Eee…
To w takim razie na kiedy się umawiamy?
- Może
w sobotę? Będziemy mieli więcej czasu niż po lekcjach.
-
Pasuje.
Jill
uśmiechnęła się delikatnie i pożegnała, ale gdy Nick już się oddalił, prawie
skakała z radości, nucąc pod nosem jakąś wesołą piosenkę.
*
- Byłaś
na randce z moim durnym bratem?!
Przyjaciółki siedziały w dormitorium,
popijając Kremowe piwo, które udało im się zwędzić z prywatnych zapasów
Huncwotów, a Jill opowiadała im przebieg spotkania z Nicholasem.
- To
nie była randka, idiotko – mruknęła Hudson, ale zdradził ją uśmiech.
- Ej,
Jill. Coś mi nie pasuje. - Milo zrobiła dramatyczną przerwę. - Od wakacji byłam
święcie przekonana, że lecisz na Blacka.
Hudson,
która wzięła właśnie łyka kremowego, wypluła piwo i zaczęła kaszleć. Lily
poklepała ją po plecach.
-
Normalna jesteś?!
- No
przecież nie jestem ślepa, kwiatuszku. Widziałam, jak miałaś ochotę zamordować
Dorcas Meadowes na uczcie z okazji Nocy Duchów.
- Jaką
znowu Dorcas? – wtrąciła się Abby, a zaraz potem czknęła.
-
Upiorna panna młoda, na którą Syriusz gapił się pół uczty, a od dwóch tygodni
non stop o niej gada. Nawet nie wiecie, jakie to zabawne, że on nie wie, że ja
wiem. – Milo wzniosła toast, który miał być w zamyśle toastem zwycięstwa, ale
większość rozlała sobie na bluzę.
- Kto
to w ogóle jest? I skąd ją znasz, Milo? – zapytała wbrew sobie Jill. Nie miało
jej to interesować, a jednak było silniejsze, niż
myślała. Zauroczenie Blackiem uznała za zakończone już jakiś czas temu – tak
przynajmniej sobie wmawiała.
-
Dorcas jest taką Lilą, tylko że w Ravenclawie. No i nie jest ruda, ma też
chłopaka. – Dziewczyna oberwała od Evans poduszką. – Poznałam ją na imprezie
urodzinowej… Debbie? Dorothy? Nie pamiętam. Miła dziewczyna, naprawdę było z
nią o czym pogadać. Nie mogłoby być jednak zbyt idealnie – jej najlepszą przyjaciółką
jest Evangeline Johnson. – Milo skrzywiła się na samą myśl o dziewczynie.
- Jej
też nie znamy. Co z nią nie tak?
-
Evangeline to taki cerber, obsesyjnie strzegący Dorcas i chorobliwie o nią
zazdrosny. Wydaje mi się, że jest w niej zakochana.
Długo jeszcze rozmawiały, będąc coraz bardziej
pijane. Około północy Jill wpadła na niesamowicie głupi pomysł – na który
oczywiście dziewczyny się zgodziły.
Na palcach wymknęły się z dormitorium
dziewcząt, kierując się do sypialni Huncwotów. Żart miał być przedni: chciały
zrobić im malutki remont i w ramach odwetu – trochę podkoloryzować garderobę.
Niestety, nie przewidziały, że chłopacy wcale nie leżą grzecznie w łóżkach.
Kiedy weszły, ich oczom ukazał się półnagi Syriusz, śpiewający wraz z Jamesem
jakaś piosenkę – co zabawniejsze, Potter miał w niej rolę kobiety, więc
piszczał niesamowicie, kręcąc do tego tyłkiem. Peter i Remus zwijali się na
podłodze ze śmiechu. Dziewczyny dostrzegły butelki po Ognistej i doszły do
wniosku, że nie one jedyne miały dziś wesoły wieczór.
Duet Black&Potter przerwał swoje dzikie
śpiewy.
-
Zgubiłyście się? – zapytał Syriusz, mierząc Milo. Jego wzrok zatrzymał się na
dłużej na jej zgrabnych nogach.
- My…
eee… mieliście spać! – rzuciła z wyrzutem Lily.
- A to
niby dlaczego? Lilunia, czy ty jesteś pijana? – Potter w ułamku sekundy znalazł
się przy Evans, gotów jej pomagać. Ona jednak spojrzała na niego jak na idiotę i
delikatnie się odsunęła.
-
Jamesie Potterze, jestem prefektem i nie przystoi mnie upijanie się. – Na dowód
czego czknęła, by zaraz potem zacząć się śmiać. – Żarcik kosmonaucik, wszystko
zepsuliście, to my już pójdziemy.
I wyszły, zostawiając zdziwionych Huncwotów.
*
Dzisiaj miała być pełnia, co dla Remusa
oznaczało kolejną noc niewyobrażalnego bólu, zamroczenia i odcięcia.
Przyjaciele obiecywali, że tym razem będą z nim, ale wolał w to nie wierzyć –
będzie mu łatwiej, gdy przyjdzie rozczarowanie. Jednak ani James ani Syriusz nie
dawali mu zapomnieć o ich planie.
- Stary,
a co będzie… no wiesz, jak się nie uda? – zapytał Peter, podsycając tylko obawy
Remusa. Nie wybaczyłby sobie, gdyby coś miało się stać przyjaciołom.
-
Będziemy na pół zwierzęciem, na pół człowiekiem – odparł luźno James, nic sobie
z tego stwierdzenia nie robiąc. Syriusz, na widok miny Pettigrewa, uśmiechnął
się szeroko i doprawił sobie rogi na głowie, jednocześnie szarżując na chłopaka
jak byk.
- To
nie jest śmieszne, chłopaki – warknął Remus.
- Daj
spokój, Lunatyku. Masz przed sobą dwójkę najzdolniejszych Huncwotów w
Hogwarcie. – James szturchnął Lupina przyjacielsko, na co chłopak tylko
westchnął.
Ani się obejrzeli, nadszedł wieczór. Remus
udał się do Wrzeszczącej Chaty, zaś James i Syriusz zostali w okolicach Wierzby
Bijącej. Zamiast strachu czuli ogromne podekscytowanie na myśl, że ich wysiłki
w końcu się opłacą. Ćwiczyli wiele miesięcy i odprawiali różne dziwne rytuały, będąc
zdeterminowanymi, by być przy swoim przyjacielu.
Po raz ostatni rozejrzeli się dookoła – w pobliżu
nie było żywej duszy.
- Już
pora – oznajmił James. Syriusz skinął głową.
Idealnie w momencie, w którym na granatowym
niebie pojawił się księżyc w pełni, James Potter i Syriusz Black pierwszy raz w
swoim życiu przemienili się w zwierzęta, stając się niezarejestrowanymi
animagami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz