Prolog

1 września 1971r. 
 Nad Londynem przetoczył się kolejny grzmot, a z nieba lunął deszcz. Mimo wczesnej pory, niebo zrobiło się granatowe, a silny wiatr tylko utrudniał warunki na drodze, porywając w swe objęcia liście i gałęzie drzew.
 Lily Evans podskoczyła przerażona, gdy coś uderzyło w dach samochodu. Ściana deszczu za oknem utrudniała widoczność, więc jej ojciec jechał bardzo powoli. Rudowłosa dziewczyna co chwila spoglądała na zegarek. Im dłużej jechali, tym bardziej się denerwowała - w końcu zaraz miała odjechać pociągiem do Szkoły Magii i Czarodziejstwa! 
 Mimo że Lily dostała list na początku wakacji, wciąż nie miała pewności, czy to wszystko nie jest głupim żartem. W dodatku Petunia, jej starsza siostra, była na nią śmiertelnie obrażona i zaczęła nazywać ją dziwolągiem. Jej złość spotęgowała odmowna odpowiedź dyrektora Hogwartu na list, który napisała. Albus Dumbledore uprzejmie, acz stanowczo powiadomił Petunię, że jest mugolem i nie kwalifikuje się do przyjęcia. W ten sposób niejako przekreślił dobry kontakt między siostrami. 
 Do odjazdu pociągu zostało dwadzieścia minut i rudowłosa zaczynała panikować, jednak jej tata w końcu oznajmił, że dotarli na dworzec. Lily szybko wysiadła i zabrała swoje rzeczy. Pani Evans, do tej pory milcząca, przytuliła mocno swoją córkę. 
- Liluś, czas na ciebie. Bądź grzeczna i ucz się tam dobrze. Pisz do nas, kiedy będziesz miała czas. – Z zielonych oczu pani Evans popłynęły łzy. – Już za tobą tęsknię. 
 Ojciec rudowłosej, Frank, był nieco mniej wylewny, ale widać było, że ciężko mu rozstać się z córką. Była jego oczkiem w głowie, dlatego zdawał sobie sprawę, jak bardzo będzie za nią tęsknił i się martwił. W końcu Lily, po wielu zapewnieniach, że będzie na siebie uważać,  pożegnała się z nimi ostatecznie i zaczęła szukać peronu 9 i ¾. 
 Dziewczynka zobaczyła grupkę osób tłoczącą się przy barierce oddzielającej peron 9 i 10. Drobna szatynka próbowała wyrwać się z objęć swojej matki, zaś nieco wyższy i – jak wydawało się Lily – starszy chłopak przypatrywał się tej scenie z nieukrywanym rozbawieniem. Evans podeszła ciut bliżej, gdy zobaczyła wielkie kufry i klatkę z sową. 
- Mamo, puść mnie już, przecież dam sobie radę, ile można mnie ściskać, jak dobrze, że nie jesteśmy jeszcze na peronie 9 i ¾ bo chyba spaliłabym się ze wstydu! – jęczała szatynka.
- No wiesz?! Niech inni rodzice biorą przykład ze mnie, jestem kochającą matką! – odparła z udawanym oburzeniem kobieta. Na jej wargach zatańczył uśmiech, po czym puściła dziewczynę. Tamta odetchnęła z ulgą. 
- To trzymaj się mamuś, widzimy się na święta! – rzuciła szatynka, po czym wzięła swoje rzeczy, a następnie przebiegła przez barierkę między peronami. 
 Lily była w szoku, nigdy czegoś takiego nie widziała. Wprawdzie Severus mówił jej, jak ma się dostać na peron, jednak taki widok to zupełnie co innego. Zaniepokojona dziewczynka ruszyła w stronę barierki. Podobnie jak szatynka i chłopak, który stał z nią i jej matką, wzięła niewielki rozbieg, zamknęła oczy i…
 Była na peronie 9 i ¾. Wszędzie panował gwar, uczniowie żegnali się ze swoimi rodzicami, niektórzy pospiesznie wsiadali do pociągu. Lily znalazła wolny przedział i pogrążyła się w myślach. Kiedy pociąg ruszył, z napięciem oczekiwała końca podróży. 
 Podróży do jej nowego domu. 
***
1 września 1972r.
 Severus Snape przybył na peron jak zwykle samotnie. W tłumie usiłował wypatrzyć rudowłosą przyjaciółkę, jednak nigdzie jej nie widział. Zrezygnowany, wsiadł do pociągu, wlokąc za sobą wielki kufer. Zaglądał po kolei do przedziałów, aż w końcu ją znalazł. 
 Lily Evans siedziała ze swoimi trzema przyjaciółkami i śmiała się głośno. Severus podążył za jej wzrokiem i sam się uśmiechnął – zwykle brązowe włosy Milo Somerville miały kolor dorodnej wiśni, a sama dziewczyna siedziała przed zaśmiewającymi się koleżankami z wściekłym wyrazem twarzy. Była chyba oburzona, jak w takiej sytuacji mogą się z niej śmiać, zamiast współczuć. Snape otworzył drzwi, gdy dziewczyny już trochę się uspokoiły. Kiedy Lily go zauważyła, wstała i wpadła mu w ramiona.
- Cześć, Sev. Wybacz mi, że nie poczekałam na peronie, ale miałyśmy tu… mały problem – rudowłosa parsknęła śmiechem. 
- Nie szkodzi, Lily. Wpadniesz później do mojego przedziału? 
- Jasne. Do zobaczenia, Sev.
 Snape opuścił przedział uradowany. Kochał, kiedy Lily zwracała się do niego w ten sposób. Była piękna, zwłaszcza, gdy się uśmiechała. Do teraz czuł zapach jej delikatnych, dziewczęcych perfum. Znał je na pamięć, jednak za każdym razem oszołamiały go tak samo. 
 Mimo swojego młodego wieku Severus wiedział, że Lily Evans jest i zawsze będzie najważniejszą osobą w jego życiu. 
***

1 września 1973r. 
 Remus Lupin zjawił się na dziesięć minut przed odjazdem pociągu. Chłopcu ciężko było się przepchać przez tłum uczniów i rodziców, mimo swojego dość wysokiego wzrostu. W końcu jednak udało mu się i ruszył ku Przedziałowi Huncwotów. Jego przyjaciele już tam byli. 
- Luniek, w końcu! – powitał go Syriusz. 
- Mówiłem ci chyba milion razy, żebyś tak mnie nie nazywał – mruknął Remus, kładąc swój kufer na półkę. 
 Kiedy usiadł, James Potter poklepał go serdecznie po plecach.
- Skoro już wszyscy jesteśmy na miejscu, czas obmyślić dobre powitanie roku! – oznajmił czarnowłosy chłopak, zacierając ręce.
 To był ich trzeci rok nauki w Hogwarcie. Remus do tej pory pamiętał wizytę samego Dumbledore’a w jego niewielkim domu na początku wakacji 1971 roku. Dyrektor z początku nie był mile powitany przez jego rodziców, jednak gdy wyjaśnił przyczynę wizyty, ich stosunek diametralnie się zmienił. Jak się okazało Remus, mimo swojej przypadłości, mógł uczęszczać do Hogwartu, gdyż nie było ku temu przeciwskazań. Dumbledore zapoznał państwa Lupinów ze swoim planem gwarantującym bezpieczeństwo Remusa, jak i pozostałych uczniów. Dla chłopca był to jeden z najszczęśliwszych dni w życiu – przedtem miał zakaz zabawy z rówieśnikami, bo mogłoby się wydać, że jest wilkołakiem. 
  W drugiej klasie trójka przyjaciół odkryła jego sekret i wbrew obawom Remusa nie zostawili go – wręcz przeciwnie, ich przyjaźń tylko się wzmocniła. Od tamtej pory zaczęli nazywać go Lunatykiem, tudzież Luniaczkiem lub Luńkiem, czego Lupin osobiście nie znosił. Mimo tego, był bardzo wdzięczny chłopakom za ich akceptację. 
- W takim razie słuchajcie, zrobimy tak… - zaczął Syriusz konspiracyjnym tonem i objaśnił im swój plan. 
 Remus był przeciwny, ale nie zaoponował, zdając sobie sprawę, że jest sam przeciwko im trzem. Westchnął tylko i uśmiechnął się sam do siebie.
 Jacy by nie byli, miał najlepszych przyjaciół na świecie. 
***
1 września 1974r. 
 James Potter przybył na peron 9 i ¾ wyjątkowo wcześnie - do odjazdu pociągu zostało mu ponad pół godziny. Dookoła było praktycznie pusto. James westchnął i skierował się do Przedziału Huncwotów. 
 To była ich tradycja – od pierwszej podróży do Hogwartu zajmowali ten sam przedział na pamiątkę tego, że właśnie tam rozpoczęła się ich przyjaźń. Gdy ktoś zajął ich miejsce, był natychmiastowo wyrzucany. Syriusz śmiał się z tego ich sentymentalizmu, ale w jakiś sposób przedział numer 125 stał się dla nich ważny. 
 James myślał, że o tak wczesnej porze nikogo w pociągu nie będzie. Jakież było jego zdziwienie, kiedy ujrzał rudowłosą dziewczynę, siedzącą na JEGO miejscu, w JEGO przedziale. Już miał otwierać usta, żeby ją wygonić, jednak rozpoznał ją. 
 Poczuł się dziwnie. Fala ciepła przelała się przez jego wnętrze, a serce przyspieszyło. Nigdy nie czuł się tak w obecności żadnej dziewczyny.
 I zaskoczyła go myśl, że stało się to przy Lily Evans. 
 Przez poprzednie lata raczej nie mieli ze sobą kontaktu. Znał ją z widzenia, wiedział, że dobrze się uczy i to właściwie tyle. Był zbyt zajęty wymyślaniem nowych żartów z pozostałymi Huncwotami, a poza tym kumple byli ważniejsi niż dziewczyny. Teraz jednak ze zdumieniem odkrył, że Lily jest piękna. Miała w sobie jakiś urok, emanowała spokojem i delikatnością. 
 Dziewczyna, pochłonięta do reszty czytaną książką, nawet go nie zauważyła. James przejechał dłonią po włosach jak to miał w zwyczaju i usiadł obok niej. 
- Jestem James Potter – przedstawił się. Lily podniosła wzrok znad książki i uważnie mu się przyjrzała. 
- Wiem, kim jesteś – uśmiechnęła się delikatnie. – Mogę w czymś pomóc?
 James nie mógł jej powiedzieć, że ma się wynosić z tego przedziału. Jakaś część jego duszy – ta, która dopiero się budziła, zupełnie nieznana, lecz coraz silniejsza – pragnęła, by rudowłosa była przy nim. Wiedział, że kumplom się to nie spodoba, ale miał nadzieję, że jakoś im to wyjaśni. 
- Nie mieliśmy okazji ze sobą porozmawiać, a przecież jesteśmy w tym samym domu – zaczął. – Może poznalibyśmy się bliżej? 
  Od tego wszystko się zaczęło. 
 W czwartej klasie James Potter uświadomił sobie, że zakochał się w Lily Evans. I że za wszelką cenę ją zdobędzie. 
___________________________________________________
 Od Autorki:
 Z historią Lily Evans mam do czynienia mniej więcej od 2008 roku - moje pierwsze próby literackie były naprawdę żałosne, jednak w kolejnych latach szło nieco lepiej. W końcu, po dość długiej nieobecności postanowiłam wrócić, a co więcej - po raz pierwszy mam aż tak silny zapał, by ukończyć te opowiadanie. Jestem na etapie pisania pierwszego rozdziału, lecz w mojej głowie powstał już zarys całej historii. 
 Prolog, jak zresztą widać, to wspomnienia z 1 września z różnych perspektyw i lat. Właściwa akcja rozpocznie się w piątej klasie, jednak chciałam zrobić małe wprowadzenie. Ponadto zwracam uwagę na fakt, że James poznał i pokochał Lily dopiero w klasie czwartej - uznałam, że pierwsze trzy lata należy sobie odpuścić ze względu na diametralną różnicę w podejściu i zainteresowaniach. 
 Życzę wszystkim i każdemu z osobna miłej lektury, a także zaznaczam, że będzie mi niezmiernie miło, jeśli zostawicie opinię. Pozdrawiam cieplutko! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz