Następny dzień był wyjątkowo ciężki dla Jamesa i Syriusza, niemniej chłopcy pękali z dumy. Dopiero nad ranem wrócili do dormitorium, cali poobijani, lecz szczęśliwi. Nadmiar adrenaliny nie pozwalał im spokojnie zasnąć.
- Wiesz
co wymyśliłem, James? – odezwał się Syriusz, wystawiając głowę zza baldachimu.
Potter dostrzegł na jego twarzy kilka zadrapań. – Mam dla nas nowe przezwiska.
James uśmiechnął się szeroko, patrząc z
zainteresowaniem na przyjaciela. Za chwilę jednak jego uśmiech przerodził się w
grymas bólu – kiedy próbował się obrócić, nadwyrężony bark dał o sobie znać.
Syriusz pozostał niewzruszony na cichy jęk przyjaciela.
-
Powinniśmy zabezpieczyć jakoś mapę, a nierozsądnie jest podpisywać ją naszymi
nazwiskami. Weźmy więc pod uwagę formę zwierzęcą. Ty, James, mógłbyś zwać się
Rogaczem, ze względu na twoje dostojne jelenie poroże. – Chłopak wyszczerzył
zęby i kontynuował. – Remus wiadomo, Lunatyk, zaś Pete nie ma jeszcze formy
zwierzęcej. Za to ja mógłbym zostać Łapą.
- Chyba
pchlarzem – skomentował James, za co oberwał rzuconą przez oburzonego Blacka
poduszką.
-
Wypraszam sobie! W każdej formie jestem arystokratą!
Salwa śmiechu obudziła Petera, który z
przejęciem zaczął pytać, czy wszystko się udało.
*
Po całkowicie nieprzespanej nocy trójka
Huncwotów zeszła na śniadanie. Pojawili się w Wielkiej Sali niemal jako pierwsi
– garstka Gryfonów siedziała przy ich stole, w tym Lily Evans. Dziewczyna nie
przejęła się ich przybyciem, wyraźnie zamyślona. Potter chyba po raz pierwszy
nie miał siły się do niej odzywać ani z nikogo żartować. Był niesamowicie
głodny, więc podobnie jak Syriusz skupił się wyłącznie na jedzeniu.
Evans zdała sobie sprawę z tego niezwykłego
spokoju dopiero po kilkunastu minutach. Spojrzała na trójkę Huncwotów
podejrzliwie. Niczym zawodowy detektyw odnotowała w głowie kilka faktów.
Po pierwsze, nieobecność Remusa, która
powtarzała się dokładnie jeden dzień w ciągu miesiąca. Nie było go wtedy ani na
śniadaniu, ani na zajęciach. Podobno jeździł do chorej matki – taka była
oficjalna wersja, która całkowicie nie przekonywała Evans.
Po
drugie, co było zaskakujące, James i Syriusz byli spokojni, ale także
niesamowicie zmęczeni. Lily dostrzegała liczne zadrapania na przystojnej twarzy
Blacka, a pod oczami Pottera – głębokie cienie. Zaczęła się zastanawiać, cóż
takiego mogli robić w nocy, że nie mają nawet siły ze sobą rozmawiać. Jedynie
Peter wyglądał na wypoczętego i zadowolonego, a Evans wyczuła w nim ekscytację
większą niż zazwyczaj. Fakt, że Pettigrew ubóstwiał chłopaków, był jej znany,
ale tym razem w jego spojrzeniu dostrzegła dumę i bezbrzeżny podziw.
Lily postanowiła, że dowie się o co chodzi –
kiedy już ją coś zaintrygowało, musiała w to brnąć do końca. Nie spodziewała
się jednak, że rozwiązanie zagadki będzie tak przykre.
*
Ostatni tydzień listopada przyprawił
dziewczyny i Huncwotów o ból głowy, spowodowany nadmiarem stresujących i
przykrych sytuacji.
Wszystko zaczęło się od ulewnego poniedziałku.
Lily, patrząc na pogodę za oknem, rozmyślała nad swoim życiem. Postanowiła, że
porozmawia z Severusem. Minęło sporo czasu od ich kłótni i chciała to sobie z
nim wyjaśnić.
Ze spotkania wróciła zapłakana i przez dobry
kwadrans przyjaciółki nie mogły jej uspokoić. W końcu dowiedziały się, że Snape
nakrzyczał na Lily - czego nigdy wcześniej nie zrobił - używając przy tym dość
mocnych słów. Milo miała ochotę go zamordować – w głowie już układała plan
zemsty, jednak powstrzymała ją Abby prosząc, aby nie wtrącała się w relacje
między Lily a Severusem.
Sprawa została zamknięta, przynajmniej
oficjalnie, bowiem Jill nie zamierzała tak tego pozostawić. Hudson nie
tolerowała Severusa Snape’a już od pierwszej klasy. Uważała, że to dziwny
dzieciak – nie chodziło o jego tłuste włosy czy znoszone ubrania, ale aurę,
jaką emanował. Irytowało ją także jego wtykanie nosa w nie swoje sprawy oraz
zazdrość o Huncwotów. Według Jill, nie zasługiwał na przyjaźń Lily – był zbyt
toksyczną osobą.
Dziewczyna
długo milczała i obserwowała rozwój sytuacji, ale tym razem chłopak przekroczył
granicę. Kiedy Lily zasnęła, a dziewczyny zajęły się swoimi sprawami, Jill
wyszła z dormitorium i ruszyła na poszukiwanie Huncwotów.
Nie szukała długo – cała czwórka siedziała w
Pokoju Wspólnym, żywo o czymś dyskutując. Kiedy podeszła bliżej zauważyła, że
przed nimi widnieje pożółkły pergamin, na którym poruszają się jakieś kropki.
Więcej nie dostrzegła, bowiem Remus zabrał ten dziwny arkusz, chowając go do
swojej torby.
- Co
cię sprowadza, Hudson? – zapytał Black, patrząc na nią z zainteresowaniem.
Dziewczyna z całych sił starała się nie skupiać na jego pięknym uśmiechu,
ignorowała także przyspieszone bicie swojego serca. Miała zadanie do wykonania,
nie mogło jej nic rozpraszać.
-
Potrzebuję waszej pomocy.
Kiedy
usiadła obok nich i opowiedziała o całej tej sytuacji, Potter mocno zaciskał
dłonie w pięści, Remus zdawał się być przejęty, Peter wyglądał, jakby nad czymś
się zastanawiał, zaś Syriusz miał dziki błysk w oku, niewątpliwie zwiastujący
kłopoty. Ton jego głosu nie pozostawił wątpliwości, kiedy powiedział:
-
Zajmiemy się tym. Możesz być spokojna.
Severus
Snape miał przechlapane bardziej niż zwykle.
*
Gwar w Pokoju Wspólnym Gryffindoru skutecznie
uniemożliwiał spokojne odrabianie prac domowych. Huncwoci darli się, grając w
Eksplodującego Durnia, młodsi uczniowie z przejęciem dyskutowali o zbliżających
się świętach, kilkoro szóstoklasistów próbowało przekrzyczeć się w kłótni, a
fanklub Pottera i Blacka obmyślał strategię podboju chłopaków. Z tego względu dziewczyny
postanowiły spędzić czas tylko we czwórkę w swoim dormitorium. Abby wzięła się
za pisanie wypracowania na obronę przez czarną magią, Lily czytała z
zainteresowaniem książkę, którą pożyczyła jej koleżanka z rocznika, a Milo i
Jill rozsiadły się na dywanie i o czymś rozmawiały. Ani Evans, ani Smith nie
skupiały się na przyjaciółkach, więc z niemałym zaskoczeniem uniosły głowy, gdy
usłyszały krzyk Jill.
- Co ty
możesz o tym wiedzieć, Somerville! Tobie zawsze wszystko się udaje, do cholery!
-
Przestań z siebie robić wiecznie pokrzywdzoną, Hudson! I zdecyduj się w końcu,
mój brat to nie zabawka! Nie dam ci go skrzywdzić!
Lily odłożyła książkę i usiadła na łóżku,
patrząc z niepokojem na przyjaciółki. Rzadko się kłóciły, ale gdy zaczynały,
lepiej było trzymać się z daleka – kilka razy doszło do pojedynku, gdyż żadna
nie umiała pohamować gniewu.
-
Odezwała się ta, która chce uwieść NAUCZYCIELA! Co z tego, że mógłby stracić
pracę przez ciebie, ty samolubna idiotko! Najważniejsze, że dopiszesz go do
listy swoich zdobyczy, w końcu Milo Somerville to królowa podrywu!
Wspomniana dziewczyna uniosła się gwałtownie z
miejsca i wyciągnęła różdżkę. Dyszała ciężko, a w jej oczach była furia.
Przyjaciółki poczuły jej silną magię, wirującą w powietrzu, przenikającą je na
wskroś.
- No dalej, Jill, wyrzuć to z siebie. Powiedz,
jaka jeszcze według ciebie jestem. – Głos Somerville był lodowaty, jednak najwyraźniej
nie zadziałał na Jill, bo dziewczyna tylko uśmiechnęła się wrednie i również
wstała. Podeszła bliżej Milo – niemal stykały się nosami. Lily i Abby
wstrzymały oddech.
-
Szkoda na ciebie czasu, gwiazdeczko. – Przez sekundę Milo dostrzegła błysk w
oczach Jill, który źle wróżył. Przygryzła wargę, nie spuszczając z niej wzroku.
-
Powtarzam ci po dobroci, Hudson: lepiej, żebyś się zdecydowała, zanim mój brat
ucierpi. W innym wypadku nie skończy się to dla ciebie dobrze – powiedziała
chłodno, a potem wyszła z dormitorium, trzaskając drzwiami.
*
Milo była absolutnie wściekła. Pokonywała
schody prowadzące do Pokoju Wspólnego po dwa naraz, chcąc jak najszybciej i
najdalej odejść od Hudson.
Zazwyczaj Somerville potrafiła nie odzywać się
do Jill nie dłużej niż jeden dzień – po tym czasie brakowało jej przyjaciółki i
godziły się, wzajemnie przepraszając. Jednak po raz pierwszy w życiu spotkała
się z taką krytyką pod jej adresem, w dodatku od osoby, która mogłaby zranić
jej brata. Milo wiedziała, że Jill nie jest pewna swoich uczuć, ale nie
podejrzewała, że Black jeszcze cokolwiek dla niej znaczy.
Naturalnie, Somerville kibicowała Nicholasowi,
który coraz bardziej angażował się w relację z Hudson, więc wściekała się na
samą myśl, że dziewczyna mogłaby go skrzywdzić przez durnego Syriusza. Poza
tym, Milo nienawidziła krytyki i nie potrafiła sobie z nią radzić – atakowała
wtedy każdego, kto śmiał cokolwiek złego o niej powiedzieć, a wykorzystywała do
tego chwyty poniżej pasa, czyli takie, które miały daną osobę jak najmocniej
zranić.
Dziewczyna znalazła się w Pokoju Wspólnym i
przez chwilę nie wiedziała, gdzie ma dalej iść. Wtedy podszedł do niej jakiś
chłopak.
Niedoszły samobójca,
przeszło zdenerwowanej Milo przez myśl.
Nieświadomy chłopak uśmiechnął się nieśmiało
do dziewczyny i przedstawił. Somerville nie zarejestrowała jego imienia,
myślami będąc zupełnie gdzieś indziej. Chłopak speszył się, ale kontynuował
swój wywód.
- … tak
sobie myślałem, że może byśmy poszli, to znaczy gdybyś chciała, no wiesz… na
randkę… – Dotarły do niej słowa chłopaka, a Milo zaśmiała się szyderczo,
zwracając na siebie uwagę kilku osób w pobliżu.
- Chyba
żartujesz – odparła tylko, ruszając przed siebie. Kątem oka dostrzegła
rozwalonego na kanapie Blacka i złość na nowo w niej wybuchła.
To
przez niego Nick może ucierpieć, pomyślała z wściekłością.
Dotarł do niej jego śmiech, zobaczyła jak zalotnie
mruga do czwartoklasistek i nie wytrzymała. Jednym zaklęciem sprawiła, że wokół
Syriusza zaczęły latać kanarki, dziobiąc go
po rękach.
Zdezorientowany chłopak zaczął krzyczeć,
wszyscy obecni w Pokoju Wspólnym zamarli, zaś Milo - przez nikogo niezauważona
- zniknęła za portretem Grubej Damy.